Megalo Box – odcinek 2

Junk Dog staje do walki z Yurim i przegrywa w pierwszej rundzie po raczej jednostronnym pojedynku. Ku zaskoczeniu wszystkich, po decydującym ciosie udaje mu się wstać, a zaraz po tym wyraża chęć kontynuowania walki. Yuri nie zgadza się, choć jednocześnie rzuca głównemu bohaterowi wyzwanie – mówi mu, że ponownie staną ze sobą twarzą w twarz, jeśli uda mu się dotrzeć do finałów turnieju Megalonia. Junk Dog, niezwykle podekscytowany bijatyką z wielkim mistrzem, prosi swojego trenera, Nanbu, by ten pomógł mu i w jakiś sposób umożliwił start w zawodach. Trener nie jest jednak pozytywnie nastawiony do tego pomysłu i początkowo mu odmawia. Jego postawa zmienia się jednak w momencie, gdy jego podopieczny stawia mu się i wygrywa walkę, którą miał przegrać. W strachu o własną skórę, Nanbu sugeruje swojemu bossowi, że spłaci wszystkie swoje długi, jeśli chłopakowi uda się wygrać w turnieju. Gangsterzy tworzą tożsamość dla Junk Doga, który przyjmuję nowe imię – Joe.

 

Drugi odcinek nie zawiódł. Walkę z Yurim ogląda się fantastycznie, a fabuła dawkowana jest w odpowiednim tempie, sprawiając, że całość prezentuje się naprawdę bardzo dobrze. I właściwie wszystko tu takie jest, rysunki, animacja, muzyka, klimat, wizja świata – twórcom udało stworzyć się coś unikalnego i wyjątkowego. Niestety, Megalo Box jest również świetnym przykładem tego, jak jedna fatalna decyzja może zepsuć odbiór naprawdę fajnej całości.

W zeszłym tygodniu pisałem o tym, że anime wygląda jakby zostało wypuszczone w niskiej rozdzielczości i… Cóż, niewiele się pomyliłem. W studiu TMS Entertainment standardowo serie produkowane są w 810p, podobnie jest również w przypadku Megalo Boxa. Różnica pojawia się jednak później – po wczesnym etapie produkcji całość jest pomniejszana do niskiej rozdzielczości 405p, a następnie z powrotem powiększana do pierwotnego rozmiaru. W założeniu zapewne miało to sprawić, że ludzie z nostalgią przypomną sobie magiczne lata dziewięćdziesiąte, ale realia niestety są takie, że przez ten fatalny efekt naprawdę trudno w wielu momentach dostrzec fantastyczną robotę rysowników i animatorów. Niesamowicie efektowne pojedynki czy bardzo szczegółowe tła tracą mocno na wartości.

Po raz pierwszy na wstępie wybrzmiał opening serii wykonywany przez LEO Imaia, który nie ma zupełnie nic wspólnego z hip-hopowymi kawałkami grającymi w trakcie odcinków. Jest to bowiem naprawdę fajny rockowy utwór, który, choć tak bardzo odbiega od reszty soundtracku, moim zdaniem pasuje do klimatu wręcz idealnie. Ostatnio nie wspomniałem o endingu, bo jakoś specjalnie nie zapadł mi w pamięć, ale muszę przyznać, że przy drugim przesłuchaniu zyskał w moich oczach (uszach?) całkiem sporo, choć też niewiele ma wspólnego z resztą muzyki serii. Megalo Box wyrasta na bardzo ciekawe muzyczne doświadczenie, może nie tak interesujące jak chociażby Cowboy Bebop, ale na pewno warto przysłuchiwać się temu, co jeszcze nam pan Mabanua i reszta ekipy odpowiedzialnej za audio zaproponuje. Wspomnę również o całkiem przyjemnym insert songu w wykonaniu Comachi, który wcześniej można było usłyszeć w jednym ze zwiastunów.

Mam problem z Megalo Boxem – bawię się przy nim naprawdę dobrze, ale fatalny efekt graficzny sprawia, że nie jestem w stanie czerpać z niego tyle przyjemności, ile mógłbym w normalnych warunkach. Po cichu gdzieś liczę na to, że reżyser zreflektuje się po emisji anime w telewizji, stwierdzi, że to jednak był głupi pomysł i w edycjach fizycznych dostaniemy wersję pierwotną, bez tych wszystkich dziwnych zabiegów. Generalnie jednak polecam zahaczyć. Wielu z was zapewne nawet nie zwróci na te aspekty techniczne uwagi.

Leave a comment for: "Megalo Box – odcinek 2"