Piano no Mori – odcinek 2

Przyłapawszy Kaia na grze w lesie, Ajino chce wziąć chłopca pod opiekę, ale ten odmawia, nawet niedokładnie rozumiejąc, o co nauczycielowi chodzi. Następnie w domu u Shuuheia Kai po raz pierwszy styka się z zapisem nutowym, Mozartem i informacją o konkursie, do którego przygotowuje się jego nowy kolega. Kiedy nuci sobie usłyszany kawałek w szkolnej sali muzycznej, Ajino ponawia próbę zdobycia go na ucznia, wykorzystując przynęty w postaci fragmentów dzieł Mozarta, Beethovena i Chopina (na szczęście dla takich niewyrobionych muzycznie jak ja, dostajemy zgrabnie przemyconą informację o każdym tytule). Kai jest oczarowany tym ostatnim kompozytorem, ale przyznaje, że nie potrafi grać na żadnym innym fortepianie poza tym stojącym w lesie.

 

Co ciekawe, sprawdzają się słowa nauczyciela, że Kai nie zdoła zagrać Chopina nawet na ukochanym instrumencie, i to mimo licznych prób, jak i studiowania książek na ten temat. Kiedy zdesperowany chłopak wreszcie prosi Ajino o lekcje, chcąc zresztą koniecznie za nie zapłacić w określony przez nauczyciela, ale pozapieniężny sposób, Ajino wymaga od niego jedynie obietnicy wytrwałości. Okazuje się to wcale nie takie proste, kiedy pierwszą lekcją jest prosta melodyjka, stanowiąca ćwiczenie na palce, odgrywana w nieskończoność na pianinie ukrytym w jakimś starym szkolnym schowku. Kai sam jest niezmiernie zdumiony, kiedy opanowawszy ją wreszcie, stwierdza, że ta umiejętności pozwoliła mu na odegranie upragnionego „Walca minutowego”! (Nie mam pojęcia, na ile jest to realistyczne, ale przynajmniej sprawia takie wrażenie).

 

 

Teraz trzeba ustalić wreszcie walutę, w jakiej Ajino odbierze zapłatę – i znów nauczyciel zaskakuje chłopca, nalegając na jego udział we wspomnianym wyżej konkursie. Kai ma pewne opory, także ze względu na Shuuheia, którego przyjaźń obawia się stracić, ale ten, dowiedziawszy się o tym dzięki przypadkowi i dedukcji, wręcz go zachęca do dania z siebie wszystkiego. Czyli przyjacielską rywalizację czas zacząć!

W tak zwanym międzyczasie mamy jeszcze krótką scenkę w lesie z udziałem Kaia i jego mamy, która sporo nam mówi o losie ich małej rodziny. Był to chyba najbardziej wiarygodny psychologicznie i nawet poruszający moment odcinka, który poza tym ogląda się niby przyjemnie, ale i dość lekko, bez szczególnego napięcia, w uzasadnionym przekonaniu, że cokolwiek stanie się po drodze, Kai w końcu zasiądzie pod wielkim wizerunkiem Chopina w sali koncertowej w Warszawie…

Tym natomiast, co wyraźnie zgrzyta, czy raczej razi wzrok, jest nadal grafika. Wbrew moim nadziejom, wzbudzonym w pierwszej części odcinka, nie oszczędzono nam komputerowej animacji gry na fortepianie, zarówno w zbliżeniu na dłonie, jak i całą falującą niczym kępka wodorostów sylwetkę Kaia (włosy!). To boli jeszcze bardziej w zestawieniu z dość topornym chwilami rysunkiem postaci i ewidentnie nie do końca kontrolowanymi zniekształceniami żywej buzi bohatera czy też jego skaczącym wzrostem (widać to w scenach z Ajino). W obliczu tego zestawienia pustawe tła we wnętrzach i radioaktywna zieleń lasu, jak i liczne sztuczki dla oszczędności (opening nawet jak na pokaz slajdów zdaje się zbyt statyczny!) schodzą na plan dalszy, zwłaszcza że jest też kilka całkiem ładnych widoczków z księżycem w pełni i panoramą nocnego miasta, a kolorystyka całości jest przyjemna. Cóż, pożyjemy, posłuchamy…

Leave a comment for: "Piano no Mori – odcinek 2"