Chio-chan no Tsuugakuro – odcinek 2

Uzależnienie od gier, jak każde inne, bywa niebezpieczne dla zdrowia, o czym ponownie przekonuje się Chio. Średnio przytomna po nieprzespanej nocy, włazi wprost na członka gangu motocyklowego. I chociaż bardzo stara się nie zwrócić na siebie uwagi, ostatecznie pakuje się w potężne kłopoty. Zapewne skończyłaby marnie, ale wiedza zdobyta w grach (oraz wrodzony brak instynktu samozachowawczego) pozwala jej przeżyć i zyskać szacunek niezbyt mile widzianego elementu społeczeństwa. W kolejnych historyjkach do Chio dołączają koleżanki – znana z poprzedniego odcinka popularna w szkole Hosokawa oraz będąca na towarzyskim marginesie Nonomura. Tym razem wydarzenia kręcą się wokół spraw sercowych…

 

No cóż, z każdą kolejną minutą przekonuję się, że Chio-chan no Tsuugakuro to nie moja bajka. Zupełnie nie odpowiada mi typ serwowanego humoru i to pomimo tego, że w drugim odcinku zrezygnowano z żartów fizjologicznych. Za dużo tu złośliwości, takiego przysłowiowego kopania po nerkach słabszych – na dodatek, pozbawionego polotu. Niestety w pewnym momencie mojego życia wyrosłam z opowieści, w których jedna ze stron zawsze przegrywa, przy okazji zostając ośmieszona i poobijana. Nieważne jak głupio i nieodpowiedzialnie zachowa się Chio, i tak zawsze jest górą (inna sprawa, że jest to zwycięstwo żałosne). Poza tym, im dłużej ją obserwuję, tym większą niechęć we mnie wzbudza – ot, rozwydrzona i niezbyt pozbierana nastolatka. Na dodatek w drugim odcinku dołącza do niej jeszcze gorsza Nonomura – kłamliwa i wredna. Ich „przyjaźń” ma wyjątkowo kruche podstawy, o czym świadczy zachowanie obydwu. Jedna jest gotowa zdradzić koleżankę dla bliżej nieokreślonej korzyści towarzyskiej, a druga wykorzysta chwilę słabości, żeby popastwić się nad psiapsiółką… Nie przekonuje mnie także przesłanie serii, sprowadzające się do tego, że jak grasz w dużo gier, to poradzisz sobie w każdej kryzysowej sytuacji. Ja wiem, że to komedia, mająca w nosie jakikolwiek realizm, ale słabo to wychodzi – z kogoś i siebie trzeba umieć się naigrywać. Wady trzeba umieć wytknąć, a nie robić z nich zalety. Przykro mi, to nie mój typ postaci, nie mój typ humoru i nie mój typ komponowania opowieści. Nadal uważam, że jako miniatura anime miałoby więcej sensu, ale jestem też pewna, że zarówno prezentowany rodzaj humoru, jak i podejście bohaterek do życia, znajdą amatorów.

 

 

Inna sprawa, że to w sumie jedyne, co w zależności od preferencji można uznać za atrakcyjne w opisywanej produkcji. Grafika przypomina pokaz slajdów – dużo nieruchomych plansz i zbliżeń, a także celowych deformacji. Tła to betonowa pustynia, wypełniona przypadkowym rastrem, z pojawiającymi się nagle i niespodziewanie ninja-postaciami. Widzimy bohaterki, przed nimi jakąś bezimienną parę i długą pustą ulicę – po czym w kolejnym ujęciu przybywa następna para. I tradycyjnie, anatomia jest dla słabych. Jest bardzo kiepsko i raczej nie ma co liczyć na poprawę. Po drugim odcinku jestem nastawiona wyjątkowo negatywnie, nie dlatego, że anime jest wybitnie złe, ale dlatego, że zupełnie nie trafia w mój gust. Cokolwiek wymyślą twórcy – w Saiki Kusuo no Psi Nan zrobiono to lepiej!

Leave a comment for: "Chio-chan no Tsuugakuro – odcinek 2"