Chio-chan no Tsuugakuro – odcinek 3

No i mam zagwozdkę, ponieważ ostatni zajawkowany przeze mnie odcinek przygód Chio-chan okazał się zaskakująco zabawny. W drodze do szkoły Chio ponownie spotyka Andou, czyli pechowego członka gangu motocyklowego, który właśnie informuje kolegów, że porzuca chuligańskie życie, natchniony przez tajemniczą „Bloody Butterfly”. Cóż, kumple są zaskoczeni, że jakaś dziewuszka spuściła łomot ich ukochanemu przywódcy i dlatego upierają się, że muszą sami się z nią spotkać. Podsłuchująca w krzakach Chio wyczuwa niebezpieczeństwo i postanawia wyjaśnić wszystko, zanim sytuacja się zaogni i połowa chuliganów z okolicy zacznie jej szukać. Andou reaguje zaskakująco spokojnie na rewelacje dziewczyny, ale ze względu na dobro swoje i kolegów postanawia jeszcze trochę pociągnąć przedstawienie – efekt jest uroczy. W drugiej części Chio wraz z wredną koleżanką omawiają, nie bez złośliwości, dyscyplinę zwaną kabaddi, czyli skrzyżowanie zapasów z grą w zbijanego. Na ich nieszczęście wpadają na starszą uczennicę, która uczęszcza do klubu kabaddi i w swojej dobroci postanawia wyjaśnić im reguły gry – tu dla odmiany poznamy Chio z bardziej atletycznej strony i dostaniemy solidną porcję fanserwisu yuri.

 

 

Mam dylemat, ponieważ po drugim odcinku byłam przekonana, że z tej serii nie będzie już nic, tymczasem trzeci był autentycznie udany i pełen zupełnie strawnego humoru. Andou wyrasta na naprawdę sympatyczną postać, a jego relacja z Chio jest po prostu urocza (bez podtekstów). Zaskoczyło mnie także zachowanie dziewczyny, postanawiającej (co prawda z pobudek egoistycznych) odkręcić zamieszanie, którego była przyczyną, ryzykując całkiem dużo. Zresztą w drugiej części okazało się, że gdyby tylko chciała, bohaterka mogłaby sporo osiągnąć – jednak jej filozofia życiowa nie pozwala jej wychylać się z szeregu. Przy czym owa filozofia ma całkiem solidne podstawy. Co tu dużo mówić, to był dobry odcinek, zleciał szybko i w ogóle nie wiało z niego nudą – najlepszy ze wszystkich trzech, jakie wyemitowano. W związku z tym wypadałoby dać serii szansę i tak też właśnie zrobię, acz poważnie obawiam się, że poszczególne historyjki nie utrzymają takiego poziomu i będziemy mieć do czynienia z serią tak nierówną, jak morskie dno. Graficznie nic się nie zmieniło, seria pozostaje bardzo przeciętna i statyczna, z dużą liczbą anatomicznych wpadek.

Jak podkreślałam w poprzednich dwóch zajawkach, odbiór anime zależy od komediowych upodobań – humor waha się od sympatycznych żartów po wręcz obrzydliwe. Bohaterowie nie są rewelacyjnie skonstruowani, ale dają się lubić, pod warunkiem, że twórcy nie pakują ich w żenujące sytuacje. Ot, kolejna seria zaliczająca wzloty i upadki, tyle że tych drugich jest niestety trochę więcej i żeby jako tako bawić się na seansie, trzeba być na nie przygotowanym.

Leave a comment for: "Chio-chan no Tsuugakuro – odcinek 3"