Hyakuren no Haou to Seiyaku no Valkyria – odcinek 1

Teoretycznie nie powinnam narzekać. Zawiązanie fabuły w „isekaju” jest z reguły podobne – bohater zostaje przerzucony do innego świata, zwykle w bonusie obdarzony niezwykłymi mocami, i dzięki nim i/lub sprytowi wspina się na szczyt drabiny społecznej, po drodze zyskując uwieszone na nim grono panienek. Każda kolejna adaptacja tego rodzaju light novel koncentruje się na tym samym: pierwszych krokach w nowym świecie, wprowadzeniu pierwszych dziewcząt… Po czym kończy się zwykle, zanim bohater zdąży coś sensownego osiągnąć.

 

Yuuto, bohater omawianej serii, to wszystko przerabiał… dwa lata temu. Teraz jest już głową klanu Wilka, który to klan z zupełnych pariasów przemienił w liczącą się militarnie i zapewne politycznie siłę. Dowód na to mamy na początku odcinka, gdy klan Wilka w bitwie pokonuje klan Rogu dzięki zaczerpniętej przez bohatera z podręczników historycznych taktyce falangi. Pokonana przywódczyni klanu Rogu nie dostaje żadnego wyboru – jeśli nie chce masakry swoich ludzi, musi zawrzeć braterstwo z Yuuto i zostać jego „młodszą siostrą”. Odcinek kończy się dramatycznym zwrotem akcji – na ziemie osłabionego klanu Rogu napadł inny klan, zaś Yuuto, wbrew części starszyzny, decyduje natychmiast, że należy pomóc w potrzebie nowym sprzymierzeńcom. Prawie zaczynam się niepokoić.

Pomińmy oczywiste problemy związane z koślawą komputerową animacją, bo serie telewizyjne teraz już z reguły tak właśnie wyglądają. Można powiedzieć, że tak jak napisałam wyżej, wycięcie powtarzalnego fragmentu historii i przejście od razu do czasów, kiedy bohater ma już pozycję i większe możliwości, otwiera zupełnie nowe perspektywy fabularne. Niemniej… To tak nie działa. Po pierwsze, trudno o serię, w której mniej by mnie obchodziły postaci, skoro poznajemy je od razu z ustawionymi na sztywno relacjami – a nie pomaga to, że te relacje są takie jak zawsze, to znaczy bohaterki czynią sprośne aluzje (celowo lub przypadkiem) i wieszają się na bohatarze, zaś bohater jest zbyt porządny, by to wykorzystać. Po drugie, cały ten odcinek sprawiał wrażenie, jakby jedynym jego celem było pokazanie świata, w którym bohaterowi wszystko ściele się natychmiast pod nogi. Jeśli ktokolwiek podniesie, że przynajmniej widzimy tu prawdziwą bitwę wygraną przez bohatera dzięki strategii, a nie magii, to przypomnę, że kazał on swoim żołnierzom walczyć w formacji, o której przeczytał poprzedniego dnia wieczorem, i to zadziałało idealnie. Serio, trudno w redakcji Tanuki o osobę słabiej znającą się na militariach niż ja, ale nawet ja zabiję taki pomysł śmiechem.

Tym samym w zasadzie prysły moje nadzieje związane z pojawiającymi się tu i ówdzie głosami, że Hyakuren no Haou to Seiyaku no Valkyria odróżnia się od podobnych tytułów dopracowaniem świata i tym, że bohater posługuje się rozumem, a nie mocami nadprzyrodzonymi. Niestety, ale zobaczyłam znowu, po raz kolejny, dokładnie to samo, co zawsze. Dobry, prawy, ale nieśmiały w kontaktach z kobietami bohater? Jest. Panienki w absurdalnie skąpych strojach, nieprzypominających niczego, co noszą „zwykli ludzie” w tym świecie? Są. Bonus: ponieważ w świecie przedstawionym rytualne przysięgi i tworzone dzięki nim więzy są niezwykle ważne, wszystkie panienki zwracają się do bohatera „braciszku” albo „tato”. Otoczenie bohatera składające się wyłącznie z a) ww. panienek oraz b) nierozpoznawalnych jegomościów w średnim wieku? Odhaczone. Nazewnictwo, które ma brzmieć cool, co polega na pastwieniu się nad jakimiś pseudoskandynawskimi słówkami? Obecne. Jakieś supermoce – nie dla bohatera, ale dla panienek, żeby mogły się powykazywać? No zgadnijcie… Wzdech.

Leave a comment for: "Hyakuren no Haou to Seiyaku no Valkyria – odcinek 1"