Ongaku Shoujo – odcinek 1

Obowiązki fabuły pełni historia dziewuszki imieniem Hanako, która wraz z rodzicami jedzie w podróż do Japonii. O ile rozumiem, pierwszą w życiu, ale to nie przeszkadza jej znać perfekcyjnie języka oraz fascynować się „idolami”. Tak się składa, że na lotnisku ma tego dnia minikoncert grupa idolek Ongaku Shoujo. Jak łatwo zgadnąć zarówno po miejscu, jak i po garstce widowni – niezbyt popularna. Wędrująca samotnie po hali lotniska Hanako zostaje zgarnięta przez zdesperowanego menedżera na konkurs debiutantów. Okazuje się, że trochę źle rozumiała do tej pory definicję idola, ale prawdziwy występ idolek nie rozczarowuje jej, a wręcz przeciwnie. One z kolei ze zdumieniem odkrywają, że kompletna amatorka potrafi powtórzyć nawet najtrudniejszy układ choreograficzny, który udało się opanować tylko jednej dziewczynie w grupie. Czy Hanako zgodzi się dołączyć do grupy i wyniesie ją na szczyty popularności?

 

Jestem za stara. Zbyt cyniczna. A może mam nieodpowiedni zestaw chromosomów? Ale tak czy inaczej nie widzę w Ongaku Shoujo absolutnie niczego, co mogłoby potencjalnego widza zainteresować. Jak zawsze – bo przymierzałam się już do co najmniej kilku podobnych tytułów – bohaterki muszą mieć w rzeczywistości dokładnie te same osobowości, co na scenie. Czyli są czyste, słodkie i o złotych sercach, kochają muzykę i kochają śpiewać i tańczyć dla swoich fanów, a dla siebie nawzajem są najlepszymi przyjaciółkami i podporami duchowymi. Nie mówię, że takie założenie jest z gruntu złe, ale na pewno bardzo, bardzo ogranicza jakąkolwiek dynamikę relacji i utrudnia zróżnicowanie postaci. Chyba że za zróżnicowanie uznamy to, że jedna dziewczyna propaguje ludowe przesądy, a inna stale coś zajada? Ale nawet jeśli, to Ongaku Shoujo liczy jedenaście (już niebawem dwanaście) członkiń, a ja nawet nie byłam w stanie stwierdzić, czy mam już je wszystkie na zrzutkach, bo wyglądają w zasadzie tak samo.

Muzycznie i wizualnie jest nijako. W czołówce widzimy wyraźnie komputerowe laleczki przyobleczone w twarze bohaterek, natomiast występ w odcinku był pod tym względem przygotowany lepiej, bo nie odróżniał się aż tak bardzo od reszty animacji. Gorzej, że dziewczyny ruszały się sztywno, a chwilami wręcz nienaturalnie… I nie, to nie było zamierzone, co jest następnym kamyczkiem, jaki pozwolę sobie dorzucić do tego ogródka. Dziewczęta tańczą i śpiewają dokładnie, ale to dokładnie tak samo jak wszystkie idolki, które dotąd widziałam w anime. Nic tu nie wskazuje na jakieś niedostatki techniczne, które miałyby tłumaczyć ich małą popularność. Ja wiem, dlaczego – chodzi o to, żeby widzom sprzedać od razu single z ich piosenkami, a poza tym pokazanie niedoskonałości warsztatowych jest trudniejsze od jechania cały czas na tej samej poprawnej przeciętności. Ale to tylko pogłębia wrażenie, że głównymi składowymi tej serii będą sztuczność, plastik i lukier.

A, niech mi ktoś jeszcze wyjaśni, dlaczego ujawniony na końcu brak talentu wokalnego Hanako miałby stanowić jakikolwiek problem? Znaczy co, idolki mają umieć śpiewać i tańczyć? Pierwsze słyszę…

Leave a comment for: "Ongaku Shoujo – odcinek 1"