Anima Yell! – odcinek 1

Kohane Hatoya od zawsze uwielbiała wspierać innych. Do tego stopnia, że prawie w ogóle nie myślała o swoich własnych potrzebach. Do czasu, aż pewnego pięknego dnia zobaczyła w parku ćwiczącą grupę czirliderek. Ich występ tak ją urzekł, że z miejsca postanowiła, że ona też tak chce. Z zapałem czekała, aż będzie mogła pójść do liceum i dołączyć do klubu czirliderek. Niestety dla niej okazało się, że w rzeczonej szkole nie ma takiego klubu. Nic to jednak, bo Kohane to nie jest osoba, która poddałaby się z powodu takiej błahostki – wystarczy przecież założyć nowy klub! Zwłaszcza że do jej szkoły uczęszcza jedna z dziewczyn, których występ tak ją zainspirował owego pamiętnego dnia.

Pełna zapału Kohane nie spodziewa się wszakże, że jej starsza koleżanka może już nie chcieć zajmować się czirlidingiem. Wszystkiemu winny jest oczywiście mały dramat, który spotkał ją jakiś czas temu. Nasza bohaterka jest jednak uparta i nie zamierza odpuścić. Poza tym namówienie Hizume to dopiero pierwszy krok do sukcesu, bo jak wszyscy wiemy, żeby założyć szkolny klub, potrzeba aż pięciu osób… Żebyśmy zaś nie musieli się zastanawiać, czy to się uda i w jakim składzie skończy zespół, wszystkie bohaterki poznajemy już w pierwszym odcinku (a także widzimy je w endingu).

Nawet nie wiem, co musiałabym napisać, żeby komukolwiek zamydlić oczy, że to nie będzie historia o słodkich dziewczątkach robiących słodkie rzeczy. Zatem nie mam zamiaru próbować. Tak, to jedna z tych serii – stadko słodkich dziewczynek robi to, co się im podoba, tak, żeby słodko wyglądało, nie przejmując się przy tym zbytnio założeniami fabularnymi. Pewnie bohaterki coś poćwiczą, bo trochę trzeba będzie poudawać, że to jednak o czirlidingu, ale już pierwszy odcinek stawia sprawę jasno – to nie sportowe motywy są tu najważniejsze.

Inna sprawa, że wcale nie muszą być, bo jeśli ktoś będzie szukał po prostu kolejnej lekkiej serii do odprężenia, to żadna fabuła nie będzie mu potrzebna. Problem tkwi w tym, że jako komedia moé to anime ma dużo większą konkurencję, na tle której wypada na razie… blado. Przede wszystkim bohaterki wydają się dość nijakie, z nadpobudliwą Kohane na czele. Gdzieś w tle przewija się lekki fanserwis yuri, co jest niebezpieczne o tyle, że może świadczyć o braku pomysłów na rozwinięcie postaci i ich wzajemnych relacji. Szczerze powiedziawszy, ten pierwszy odcinek niespecjalnie mnie zainteresował a przecież należę do osób, które gatunek naprawdę lubią. Jak więc odbiorą go widzowie niespecjalnie zainteresowani opowieściami o słodkich dziewczynkach?

Abstrahując wszakże od poziomu fabuły, najbardziej zawiodła mnie tutaj… grafika. Studio Doga Kobo słynie z tego, że lubi rozpieszczać nasze oczy słodziutką oprawą wizualną. I ogólnie nie jest źle, ale wyraźnie widać, że nie będzie to seria tak dopracowana, jak dotychczasowe tytuły z tego studia. Problem zapewne polega na tym, że w jesiennym sezonie Doga Kobo zdecydowało się na wypuszczenie aż dwóch anime i to nie na Anima Yell! skupiono uwagę. Owszem, znajdą się i tutaj sceny naprawdę śliczne, ale chociażby występ czirliderek na początku odcinka wypada brzydko i dość biednie. Również projekty postaci trudno wpisać na listę zalet, są bowiem bardzo przeciętne i mało wyróżniające się. Nijak nie mogę też zrozumieć dlaczego Kohane w scenach super-deformed ma jakiś dziwny dziób.

Na razie wygląda to na przeciętną serię z gatunku komedii moé. Nie żebym miała wobec tego nie wiadomo jakie oczekiwania, ale ekranizacji mangi wydawanej w magazynie „Kirara” stawiam trochę wyższe wymagania, niż jakimś niszowym tytułom. Pewnie będzie się to przyjemnie oglądało, ale skończy tylko jako sezonowy zapychacz i nie sądzę, by w najbliższych odcinkach coś się pod tym względem zmieniło.

Leave a comment for: "Anima Yell! – odcinek 1"