Kaze ga Tsuyoku Fuite Iru – odcinek 3

Haiji jest tak cudownie przebiegły i wyrachowany… Wskutek jego intryg wszyscy mieszkańcy stancji pojawiają się na porannym treningu – ich pierwsze zadanie to przebiegnięcie pięciu kilometrów razy dwa. Oczywiście dla Kurahary to kaszka z mleczkiem, gorzej z resztą panów, którzy nie mają za grosz kondycji. Prym wiedzie nasz uroczy otaku, wyprzedzany przez spacerujące ślimaki. Zresztą cud, że w ogóle dociera do mety żywy. Na razie cudu nie ma – panowie radzą sobie lepiej lub gorzej, ale udział w Hakone Ekiden jest zdecydowanie poza ich zasięgiem. Mimo to uparty Haiji postanawia popracować nad motywacją kolegów i w tym celu prosi o pomoc znajomą – śliczną licealistkę. Cóż, cudu dalej nie ma, ale widać zmianę nastawienia, a u niektórych wręcz dziki entuzjazm!

 

 

I w sumie na tym upływa nam trzeci odcinek – bohaterowie żmudnie trenują, chociaż od czasu do czasu podejmują słabą próbę buntu, zawsze kończącą się miażdżącym zwycięstwem prowodyra całego zamieszania. Nieco inaczej ma się sprawa Kurahary, który co prawda uczestniczy w treningach, ale do całego pomysłu nadal odnosi się sceptycznie. Chociaż jego negatywne podejście trochę razi, nie sposób nie przyznać mu racji, ostatecznie ma największe doświadczenie wśród panów i wie, ile naprawdę ciężkiej pracy trzeba włożyć, by osiągnąć cokolwiek w sporcie. Inna sprawa, że bliźniacy całkiem słusznie zwracają mu w pewnym momencie uwagę, że w sumie nie ma nic do stracenia – to oni muszą się napracować, więc co mu szkodzi dołączyć do nich.

 

Seria pozostaje szalenie sympatycznym połączeniem okruchów życia ze sportówką, ale zapowiedź kolejnego odcinka sugeruje, że twórcy uderzą w bardziej minorowe tony, prezentując (przynajmniej część) przeszłości Kurahary. Ostatecznie musiało się wydarzyć coś naprawdę nieprzyjemnego, skoro podejście chłopaka do pracy zespołowej jest aż tak negatywne. Naturalnie nie sądzę, żeby poważny nastrój utrzymał się zbyt długo – nasza czarna owca musi przecież w którymś momencie dołączyć do drużyny i zacząć biegać z większym entuzjazmem. Poza tym, jestem pełna podziwu dla twórców, że potrafili stworzyć coś tak wciągającego i podnoszącego na duchu, stosując proste środki. Poza Kuraharą nie mamy tu żadnych wybitnych jednostek (przynajmniej na razie), a treningi bandy leniwych i pozbawionych kondycji klubowiczów wypadają zaskakująco realistycznie. Cały pomysł udziału w Hakone Ekiden jest na razie tak odległy czy wręcz nierealny, że trudno traktować go poważnie. Znaczy, domyślam się, że w którymś momencie bohaterowie faktycznie podejmą taką próbę, ale na razie jest to pieśń dalekiej przyszłości. Podsumowując – panowie biegają (lub przynajmniej próbują) poganiani i szantażowani przez jak zawsze uroczego Haijiego, prowadzą zwyczajne rozmowy i dla odmiany zachowują się jak prawdziwi, żywi studenci, a ja nie wiem, kiedy mija mi odcinek.

Kaze ga Tsuyoku Fuite Iru to kawał ciepłej, sprawnie realizowanej i zabawnej serii, której zdecydowanie warto dać szansę. Zapowiada się prawdziwa perełka wśród sportówek – szkoda byłoby przegapić.

Leave a comment for: "Kaze ga Tsuyoku Fuite Iru – odcinek 3"