Ken en Ken: Aoki Kagayaki – odcinek 3

Przyznam grzecznie, że odcinek trzeci nie był tak nudny jak drugi; był za to chaotycznie monotonny. Chyba należy się do tego przyzwyczaić, skoro mamy śledzić losy postaci po dwóch stronach barykady. Yin i Ning zostają obsypane wspaniałościami prosto z dziury fabularnej. Świecący na zielono miecz okazuje się jednym z dziesięciu starożytnich artefaktów, zaś Yun nie tylko uczy je, że jedną z funkcji bambusowego zwoju jest nielimitowana przestrzeń magazynowa (ach, te rozwiązania prosto z gier), ale także konstruuje dla Ning sztuczne ręce. Żeby nie było za różowo, niemiły pan z poprzedniego odcinka sprowadza posiłki i żeby zwabić osoby, które dały mu wycisk, morduje bezbronnych mieszkańców wioski. Ostatecznie trzeba pamiętać, że cesarstwo jest złe.

 

Tymczasem Zhao bez żadnych oporów moralnych wchodzi w nową rolę i zaczyna konstruować dla młodziutkiej cesarzowej nowe i lepsze machiny bojowe. Jako że jedna z nich już w tym odcinku zagroziła Yin i Ning, dramatyczna konfrontacja wydaje się kwestią niedalekiej przyszłości. W oddzielnej scence widzimy jeszcze byłego naczelnego inżyniera cesarstwa, Mo Henga, który wyjaśnia powody swojej dezercji. Jak się okazuje, starszy pan całe życie konstruował machiny wojenne, ale nie miał biedaczek pojęcia, że one są wykorzystywane do zabijania ludzi! Ot, siurpryza, nic dziwnego, że się dziadek nieco speszył i postanowił uciekać. Nie zamierza konstruować kolejnych machin dla rebeliantów, ale za to przekazuje im plany czegoś o wdzięcznej nazwie Zbroja Czarnego Ognia.

Jak się nad tym zastanowić, Ken en Ken zaskoczyło mnie tylko dwoma rzeczami. Po pierwsze tym, z jaką bezczelnością wpycha bohaterom potrzebne przedmioty i/lub stanowiska, w ogóle nie troszcząc się, że to może trochę tak naciąganie wyglądać. Po drugie tym, jak bardzo to wszystko rozwija się zgodnie ze schematami. Dialogi są drewniane, postaci sztuczne, a grafika – paskudna. Owszem, nadal trafiają się ładniejsze tła, ale co z tego, kiedy są nieruchome i puste (w przypadku pałacu cesarskiego sprawia to wręcz absurdalne wrażenie)? Ludzie rysowani są krzywo, a machiny to zastępy identycznych komputerowych modeli, w dodatku, jak się bliżej przyjrzeć, wcale nie takich ładnych. Zdaję sobie jednak sprawę, że ten rodzaj epickiej opowieści wojennej jest stosunkowo rzadkim gatunkiem w anime, więc jeśli kogoś bardziej interesuje szersze tło rozgrywki (którego na razie prawie nie poznajemy) i jest gotów przymknąć oko na niedociągnięcia innych składowych elementów, to kto wie, może uzna, że Ken en Ken nadaje się do oglądania. Ja rzucam zajawkowanie i serię z prawdziwą ulgą.

 

Leave a comment for: "Ken en Ken: Aoki Kagayaki – odcinek 3"