Kitsune no Koe – odcinek 3

Eeeeem, powiedzmy, że ten odcinek był jak do tej pory najbardziej absurdalny ze wszystkich, a powtarzane gagi zupełnie nieśmieszne. A, no i przez niemal 1/4 odcinka główny bohater śpiewał… I gdyby twórcy zdecydowali się chociaż na odrobinę realizmu… Ale wtedy całego odcinka raczej by nie było…

Bo zatrudniony przez wielką korporację Hu Li zamiast dostać przepustkę, sam musi zadbać o to, żeby znaleźć się we właściwym miejscu i o właściwym czasie, przez co zmuszony jest kombinować jak koń pod górkę, żeby zmylić ochronę, postronnych obserwatorów, a od niedawna jeszcze swojego upiornego prześladowcę. Tym razem mamy się śmiać z tego, że ukryty w pudle bohater trafia do graciarni, w której ktoś trzyma w klatce krokodyla(?) i zainspirowany tym Hu Li postanawia wykorzystać przebranie rzeczonego gada, żeby wywołać zamieszanie i uciec… Nie przewiduje jednak, że ochrona ma IQ większe niż przeciętna złota rybka i zorientuje się, iż uciekający na dwóch nogach krokodyl raczej nie jest prawdziwy. Tym bardziej, że kostium nie ma pleców… Po raz kolejny pojawia się przypadkowy jegomość, który próbuje zatrudnić przebranego tym razem za dziewoję bohatera w swoim biurze… Po raz kolejny Hu Li ucieka przed ścigającymi go ochroniarzami. I kiedy akurat idol, któremu ma podkładać głos ma zacząć śpiewać, światło w sali gaśnie, a piosenkarz-widmo może niepostrzeżenie wślizgnąć się na scenę. Wszyscy kupują, że to rzeczony idol śpiewa… Bo Hu Li ma taki głos, że bez mikrofonu wszyscy słyszą go jasno i wyraźnie. Serio, nikt się nie skapnął, że coś jest nie tak…? Ok, nikt prócz prześladowcy, który kryje się pod pseudonimem Sky i pod koniec odcinka wysyła bohaterowi kolejną prowokującą wiadomość.

Ok, początkowo wydawało mi się, że może nie być tak źle, bo relacje między postaciami nie są aż takie irytujące, choć same postacie są bardzo, ale to bardzo sztampowe. Jak widać, sztampa plus absurd i czysta głupota to nie jest najlepsze połączenie. Czemu właściwie jestem tak zaskoczona, że jednak jest tragicznie? Cóż… Może dlatego, że w tej odsłonie praktycznie nie było momentów, które poprzednio nieco ratowały całość przed upadkiem do szamba? Ale może czwarty odcinek wróci do tych bardziej strawnych scen? Niewykluczone, ale ja już się pewnie o tym nie przekonam. Serio, nie ma tu nic, co mogłoby skusić potencjalnego widza, a zainteresowanym podobną tematyką chyba już prędzej polecę seans któregoś z odcinków X Factor lub The Voice of

Leave a comment for: "Kitsune no Koe – odcinek 3"