Sora to Umi no Aida – odcinek 3

Jak to szło? Do próby, która zadecyduje o tym, czy kosmorybaczki in spe będą mogły w ogóle przejść jakieś szkolenie praktyczne, pozostało trzy dni. W międzyczasie dowiadujemy się, że dzięki sztucznej inteligencji używane do celów treningowych robo-rybska są jeszcze trudniejszą zdobyczą niż prawdziwe kosmo-rybska. A także, że wymagane od kompletnie początkujących dziewcząt trzy sztuki w dziesięć minut to lokalny rekord ustanowiony przez zgrany i doświadczony team kosmo-rybaków. Co zatem należy zrobić? Wziąć się ostro do roboty? Hm… A może lepiej pójść na naleśniki?

 

Lwia część odcinka upływa nam na śledzeniu wysiłków Haru, starającej się przekonać do siebie Namino, która – umówmy się, nie bez kozery – strzeliła na nią potężnego focha. Kiedy kryzys zostaje zażegnany, dostajemy parę przypadkowych przebitek z treningu, potem zaś następuje clou programu, czyli łowienie robo-rybek, w który udział biorą Haru, Namino oraz Makiko. Ta ostatnia szybko wypada z gry, zaś całej grupie udaje się złapać jedną rybę. Gdy do końca próby pozostaje minuta, nieoczekiwanie pojawia się tajemnicza postać, która zajmuje miejsce w zwolnionej przez Makiko łodzi podwodnej, przywołuje sobie wyjątkowo przydatne bóstwo i jednym ruchem łapie dwa brakujące przerośnięte śledzie. Jak rozumiem, to ma udowodnić, że dziewczętom korzystanie z basenu treningowego się należy. W związku z tym w następnym odcinku czeka nas… Wypad na plażę?

 

Szkoda mojej energii na wyliczanie wszystkiego, co jest nie tak z tą serią. Przede wszystkim jednak widać na pewno, że scenarzysta dostał surowy prikaz, by wsadzić w snutą opowieść odpowiednio dużo elementów „słodko-dziewczynkowych” oraz trzymających widza w napięciu. Powiedziałabym więc, że głównym problemem trzeciego odcinka było właśnie kompletne niewyważenie nastroju i pakowanie scenek w miejsca, gdzie mogą bardziej irytować niż wydawać się urocze. Jedzenie naleśników po zaliczeniu próby – jasne. Bieganie po mieście za przysmakami zamiast trenowania? Nie bardzo. Oczywiście można podnieść, że to i tak bez znaczenia. W tego rodzaju serii nie idzie przecież o nawet szczątkowy realizm, więc widz może być pewny, że w razie czego zrządzenie losu pomoże bohaterkom w osiągnięciu dowolnie wybranego celu. Wizualnie także nie ma na co patrzeć – tła bywają niebrzydkie, ale są bardzo puste, a w wielu miejscach podpierają się przetworzonymi zdjęciami, zaś sylwetki ludzkie nie tylko łatwo się deformują, ale przede wszystkim są wpychane w kadry bez żadnego pomyślunku. Niewielka liczba zrzutek przy tej zajawce wynika z tego, że miałam do wyboru łapanie gadających głów oraz źle zakomponowanych ujęć zbiorowych.

 

Można zatem oglądać Sora to Umi no Aida dla bohaterek… Czyli drewnianych konstrukcji opartych na zaprogramowanych reakcjach (serio, robo-ryby były bardziej nieprzewidywalne od nich…) i granych przez mało doświadczone seiyuu. Podobno każda potwora znajdzie swego amatora, ale w przypadku tej serii może się to okazać nie takie łatwe.

Leave a comment for: "Sora to Umi no Aida – odcinek 3"