Yagate Kimi ni Naru – odcinek 2

Matko i córko, jakie to jest śliczne! Opening dosłownie zwalił mnie z nóg stroną wizualną, muzycznie było wprawdzie bez wielkiego „wow”, ale i tak całkiem nieźle. Sam odcinek rozpoczyna się rozmową Touko z jej najlepszą przyjaciółką Sayaką, której wyraźnie nie pasuje to, że ta druga wyraźnie interesuje się kimś innym niż ona, zresztą czy te oczy nie mówią wszystkiego?:

A wszystko obraca się wokół zbliżających się wyborów i chęci wciągnięcia w to wszystko na razie bardzo zagubionej tym wszystkim, co się wokół niej dzieje, Yuu. Na szczęście to anime ma jedną bardzo dobrą cechę, mianowicie bohaterki potrafią szczerze i otwarcie ze sobą rozmawiać. W związku z tym wydarzenia z końcówki poprzedniego odcinka są omawiane, a nie zamiecione pod dywan. Nikt nie udaje, że nic się nie stało, a to, co się dzieje, jest w miarę naturalnym następstwem poprzedzających wydarzeń. Poza tym obie główne bohaterki są naturalne i ogarnięte na tyle, aby nie tylko czerwienić się na swój widok, a konsekwentnie dążyć do realizacji swoich marzeń i pragnień, choć na razie widać, że mamy tu wiodącą prym Touko i nieco zagubioną w uczuciach Yuu.

Druga część odcinka mija na przygotowaniach do wyborów i kampanii wyborczej, jakiej nie powstydziłby się żaden kandydat na wójta gminy czy nawet małego miasteczka w Polsce (zawsze będzie mnie zadziwiać zaangażowanie japońskiej młodzieży w życie szkolne). W to wszystko zgrabnie wpleciono sceny pokazujące to, co dzieje się w sercach i głowach obojga dziewczyn.

Odcinek zakończono mocnym akcentem i osobiście uważam, że rozciągnięcie tego wszystkiego na dwa odcinki dobrze zrobiło klimatowi i pozwoliło uniknąć pośpiechu. Cały czas jednak boję się, że w pewnym momencie komuś skończą się pomysły i seria ucieknie w tani dramat, bo jednak trzeba przyznać że na razie bardzo zgrabnie balansuje na pograniczu okruchów życia, romansu i bardzo subtelnie zarysowanego dramatu. Nie wiem jednak, na jak długo starczy jej pary w kotle, aby utrzymać ten w miarę pogodny klimat podszyty jednak smutkiem – podczas seansu czuję, że nie mam co spodziewać się szczęśliwego zakończenia, choć mam nadzieję, że moje czarnowidztwo się nie spełni.

Nie obawiam się natomiast o rewelacyjną i momentami piękną oprawę wizualną. Zrzutki na prawdę nie oddają tego jak świetnie zrobiona jest ta seria. Mam nadzieję, że kolejne odcinki rozwieją moje powyższe wątpliwości i obawy i że na koniec będę mógł powiedzieć, że była to jedna z moich ulubionych historii romantycznych.

Leave a comment for: "Yagate Kimi ni Naru – odcinek 2"