Boogiepop wa Warawanai – odcinki 1-2

Zanim zaczniemy – nie miałem wcześniej styczności z Boogiepopem. Nie czytałem książek, nie oglądałem poprzedniego anime, wiem właściwie tylko tyle, że pierwowzór w latach 90. rozpoczął boom na light novelki. Po adaptację również zapewne w ogóle bym nie sięgnął, gdyby nie postać Shingo Natsume, jednego z najbardziej utalentowanych reżyserów młodego pokolenia.

Twórcy odrobinę zaskoczyli i na premierę dostaliśmy nie jeden, a dwa odcinki. Pierwszy skupia się na relacji Keijiego Takedy z Boogiepopem, tajemniczym bytem, który przejął ciało jego koleżanki i obiektu westchnień, Touki Miyashity, twierdząc, że pojawił się, aby zabić potwora grasującego w szkole. W drugim odcinku natomiast bliżej przyjdzie nam zapoznać się z postacią Masamiego Saotome, który wraz z klonem przybyłego z kosmosu Echoesa, władającego ciałem Minako Yurihary, odpowiada za zniknięcia dziewcząt z miejscowego liceum.

Klimat jest niesamowicie gęsty i właściwie na ten moment trudno określić, co się właściwie dzieje, bo fabuła strasznie skacze między różnymi wydarzeniami, ale to i tak wystarczyło, bym poczuł się zainteresowany. Na razie raczej drugoplanową rolę odgrywa Nagi Kirima, dziewczyna, która zdaje się wiedzieć nieco więcej od reszty gawiedzi, podejrzewam więc, że z czasem to głównie z jej perspektywy będziemy oglądać wydarzenia. Co ciekawe, całość ma mieć przedziwną jak na standardy anime liczbę osiemnastu odcinków.

Za muzykę odpowiada Kensuke Ushio, znany chyba przede wszystkim ze współpracy z Masaakim Yuasą. Jak na jego twórczość przystało, w tle przygrywa bardzo klimatyczna muzyka z elementami elektroniki, która bardzo sprawnie podbudowuje atmosferę całej opowieści i ja ostatecznym efektem jestem na razie zdecydowanie ukontentowany. Opening w wykonaniu MYTH & ROID to za to naprawdę dobry kawałek, również fajnie wpasowujący się w klimat całej serii.

Jeśli ktoś po Shingo Natsume spodziewał się poziomu graficznego niczym w Space Dandy czy One-Punch Manie, to niestety nie tym razem. Raz, że skala produkcji jest zupełnie inna, a dwa, że anime od początku miało pod górkę. Początkowo miało zadebiutować już w zeszłym roku, ale w związku z kontrowersjami wywołanymi przez ilustratora oryginału, Koujiego Ogatę, który publicznie skrytykował projekty postaci i oskarżył Madhouse o brak jakichkolwiek konsultacji, cała produkcja została przesunięta i niestety już teraz widać, że miało to ogromny wpływ na jakość pracy animatorów. Jasne, jest parę naprawdę dobrze zrobionych scen, a pierwszy odcinek zachwyca fantastycznym scenorysem, ale jeśli od ekipy docierają tak negatywne informacje już na starcie, to nie spodziewałbym się jakiegoś niesamowitego graficznego poziomu. Swoje odejście z projektu potwierdził jeden z dwóch nadzorców animacji, co także nie nastraja pozytywnie.

Tak oto prezentują się dwa wprowadzające odcinki – skacząca, momentami trudna do zrozumienia fabuła i grafika przypominająca raczej standardową serię telewizyjną niż pracę niesamowicie utalentowanego reżysera (który i tak podjął kilka naprawdę trafnych decyzji, vide ponura kolorystyka). Na razie jest okej, ale chyba mimo wszystko spodziewałem się czegoś więcej. Zobaczymy, co przyniesie przyszły tydzień.

Leave a comment for: "Boogiepop wa Warawanai – odcinki 1-2"