Circlet Princess – odcinek 1

To, że nie należę do grupy docelowej tej serii, wiedziałam grubo przed seansem, aczkolwiek do głowy mi nie przyszło, że rozmijam się z nią o tyle lat świetlnych. Nie chodzi tylko o to, że nie do końca umiem nazwać specyficzne elementy świata przedstawionego, wypchanego wysoko zaawansowaną technologią, objawiającą się głównie w powietrzu. Nie jestem też amatorką słodkich dziewczyn(ek) w skąpych kostiumach/seksownych pozach oraz bitewnych okolicznościach przyrody. Razem wziąwszy, będzie ciężko. Może to też dotyczyć czytania moich zajawek, więc jeśli ktoś jest amatorem w/w i wie, co to VR i AR, nie tylko z mętnych pogłosek, lepiej niech sam to sobie obejrzy. Aczkolwiek pozwolę sobie zwątpić już w tym momencie, czy ta reklama gry rzeczywiście jest warta oglądania…

Żeby nie przedłużać niczyich mąk, w tym zwłaszcza własnych, streszczam clou: naiwna prowincjuszka (vel słodka idiotka) trafia Totalnym Przypadkiem na turniej e-sportu zwanego Circlet Bout, i to nie na widownię, a na ring, gdzie Totalnym Przypadkiem ujawnia ogromny talent, pozwalający jej (oczywiście po zaliczeniu najpierw kilku klapsów i szczęśliwych trafów tudzież uników) znienacka stawić czoło aktualnej mistrzyni jak równa równej. Walka pozostaje nierozstrzygnięta, bo się serwery przegrzały od tej całej woli mocy (czy coś w tym guście). Sama gra, znaczy się sport, polega na okładaniu się dziewcząt w seksownych strojach mniej lub bardziej fikuśnymi wielkimi mieczami, a wszystko na tle malowniczego kosmosu. Liczy się ponoć brutalna siła i liczba trafień, a miejsce w rankingu przekłada się na status i zapewne finanse danej szkoły. Dziewczynie się to podoba, i naprawdę nie umiem sobie wyobrazić dlaczego.

 

 

Do tego stopnia się podoba, że dwa lata później przenosi się do szkoły, w której sport powstał, żeby brać udział w rozgrywkach – tylko tak się pechowo składa, że nie ma w niej już żadnego klubu Circlet Bout, co dziewczyna (nie, nie zamierzam zapamiętywać ich imion, jest ich pięć i jak zajdzie potrzeba, będę się posiłkować kolorem włosów; ta ma śliwkoworóżowe, dla panów ciemnoróżowe) musi mieć powtórzone trzy razy, żeby przyjąć do wiadomości. A poza tym poznajemy (ona też) dwie inne panienki, jedną (żółtą) walczącą w rozmaitych e-sportach w celu reaktywowania szkolnego klubu (zgadnijcie jakiego) poprzez zachętę/namowę/prośbę/szantaż emocjonalny, drugą (zieloną) wspomagającą ją w tych działaniach jako technik (o czym świadczy kitel do podziemi, charakterystyczne okularki i nieodrywanie się od notebooka). Kolejną bohaterką będzie zdaje się brązowowłosa z kucykiem, ale jeszcze nic konkretnego nie zrobiła, prócz plątania się na drugim planie.

No dobra, fabułę od tego momentu można raczej przewidywać: mamy klub do reaktywacji, chętne do tego panienki o charakterach określanych kolorami włosów i trochę super-hiper-duper-współczesnej technologii, żeby było ciekawiej (znaczy, w zamierzeniu). Będą się przyjaźnić, walczyć, rywalizować, pokonywać przeszkody i zdobywać szczyty, i wątpię, żeby było to bardziej interesujące od dowolnej serii z tego gatunku. Natomiast może być mniej przyjemne w oglądaniu z prostego powodu: jest słabo narysowane i animowane, i nie przesłonią tego ujęcia biustów i majtek, jeśli przy okazji epatowania nimi deformują się panienkom ręce i nogi. Wirtualna rzeczywistość rozgrywek wygląda natomiast żałośnie ubogo, konkurując z nieruchomymi do bólu statystami, dość topornie rysowanymi i w oddali upraszczanymi. Jeszcze najlepsze z tego wszystkiego są zwykłe komputerowe krzaczki czy budynki (co za czasy, żeby to chwalić). Sceny walk… yyyy, no, macha się tym mieczem bez żadnej finezji, on zmienia kształt na znak power-upu, następują fajerwerki i eksplozje, i rozmaite deformacje sylwetek, zbliżenie na uroczo zarumienioną twarzyczkę i błyszczące oczy… no, znaczy, nieszczególne są. Głosy seiyuu pasują do kolorów włosów panienek, a openingu i endingu wysłuchała i obejrzała chyba ursa w jakiejś alternatywnej rzeczywistości, bo ja nic na ich temat nie wiem (tylko tyle, że nie chcę wiedzieć). A, misie tam były (?). Ehhhhh…

A ten element wysoce zaawansowanej technologii znam – to baryłka z miodem Misia Puchatka!

Comments on: "Circlet Princess – odcinek 1" (1)

  1. Chudzisław said:

    Ani to ciekawe, ani solidnie wykonane. Drop z czystym sumieniem.

Leave a comment for: "Circlet Princess – odcinek 1"