Grimms Notes – odcinek 2

Niestety, drugi odcinek mnie totalnie wynudził. Nawet nie chodzi o powtarzalność schematu potwora tygodnia, po prostu brak tu zupełnie emocji, z którymi można by się utożsamić, wszystko jest kompletnie papierowe i płaskie, jak na opowieść z książki dla dzieci przystało. Chociaż przepraszam, znam sporo bajek, które wywołują żywe emocje w kolejnych pokoleniach czytelników, ale… to nie TA bajka. A jeśli na tapetę bierze się takie dzieło literackie jak Don Kichot, efekt jest jeszcze bardziej widoczny.

To, że seria jest przeznaczona dla młodszych widzów, potwierdza wprowadzenie, w którym czwórka postaci ponownie bez żenady informuje się wzajemnie o założeniach świata przedstawionego, dorzucając newsa o Mgle Milczenia, która oddziela poszczególne zony, a podróżują przez nią ci z pustymi Księgami. Z nową zoną na pierwszy rzut oka coś jest nie tak, bo wdziera się do niej rzeczona mgła (co ma być sygnałem rychłego zapadnięcia się), a zaraz za nią pojawiają się moi ulubieni Łajdacy. Niestety migawkowo, bo w ślad za nimi podąża pełen entuzjazmu rycerz zwący się Don Kichotem i eksterminacja mrówko-zajęcy nie zajmuje nawet sekundy czasu antenowego. Tyle że Reina musi podleczyć rycerzowi wypadający dysk, i była to jedyna scena, która wywołała we mnie drgnienie czegokolwiek (konkretnie, kącika ust, ale to nie był uśmiech, raczej skrzywienie). Uznanie Exa za Sancho Pansę też jakoś w ogóle mnie nie rozbawiło, nie wiem czemu.

Miasteczko, do którego prowadzi naszą czwórkę rycerz, pełne jest ludzi uważających go za kłamcę, ale też uciekinierów z dalszych rejonów, zagrożonych „sługami diabła”, stąd nie trzeba długo czekać, aż niedowiarki poznają światło prawdy i bojaźni Bożej. Atak Łajdaków na miasteczko niestety również rozgrywa się poza planem, a w odparciu napaści biorą udział wszyscy, poderwani do walki przez słodką Dulcyneę, uważaną przez miejscowych za kogoś w rodzaju żywej świętej (ten dekolt do pępka trochę psuje efekt, ale niech będzie, że się czepiam). Zasłużony odpoczynek Exa przerywa wkroczenie na scenę niejakiego Lokiego (jakże adekwatnie dobrane miano; ponadto na końcu odcinka dowiemy się, że nordycki bóg namieszał też w przeszłości Reiny i z całą pewnością będzie to Tragiczna Przeszłość). Dalej Dulcynea w pustym kościele znienacka wyznaje księżniczce i Exowi, że tak naprawdę nie istnieje, gdyż została powołana do życia mocą wyobraźni Don Kichota (erm, oni wszyscy są w ten sposób stworzeni, czy mi się wydaje?). Co więcej, wiatrak-potwór z tejże wyobraźni ma spore szanse zostać niecnie wykorzystany przez siejącego Chaos Lokiego, a jeśli mieszkańcy dowiedzą się o roli w tym wszystkim szalonego rycerza, to co się z nim stanie? Mętne to trochę, ale Don Kichot i tak się niczym nie przejmuje, gdyż ma WIARĘ (w słuszność swojej wiary, konkretnie), o której informuje w co drugim zdaniu.

 

Wiara jego zaiste góry przenosi, bo rzeczony wiatrak nazajutrz dostaje nóżek i sam się fatyguje do rycerza, po drodze demontując mur miejski. Ponieważ odcinek zmierza ku końcowi, a wiatr zmian nagle przybrał na sile, czas wreszcie na pokazanie transformacji. Nasz czwórka stara się robić swoje, co nie do końca im się udaje, ale Ex nie od parady ma bardziej kolorową od innych zakładkę i przemienia się jeszcze raz, w Czerwonego Kapturka, kryjącego najwyraźniej pod pelerynką miotacz płomieni. Wróg zostaje pokonany, opowieść przywrócona do ładu, Dulcynea zniknięta, a prawdziwy Sancho Pansa pojawia się znikąd w kapturze udającym zająca. I nic, ale to nic z tego nie wydało mi się zabawne albo chociaż interesujące, pewną rozrywkę stanowiło jedynie wyłapywanie dziur logicznych i uproszczeń, ale co to za rozrywka, skoro same na mnie wyskakiwały, niczym filipy z konopi właśnie. Wynudziłam się i tyle.

Graficznie jest nadal w miarę przyzwoicie, chociaż oszczędności walą po oczach, jak nieruchomy dzwon z miejskiej wieży, ponadto całość odcinka zostawiła mi pod powiekami kolorowy miszmasz, z którego nic szczególnego się nie wyodrębnia (chyba że włosy Dulcynei), a na pewno nie czwórka głównych bohaterów. Nuuuuda.

 

Tyle dobrego, że przypomniało mi się opowiadanie Artura Baniewicza o czarokrążcy, w którym w naprawdę oryginalny sposób wykorzystuje postać Don Kichota. Tam są emocje i to mogę polecić.

Leave a comment for: "Grimms Notes – odcinek 2"