Kemurikusa – odcinek 1

W mrocznym i spustoszonym świecie dwie dziewczynki, Rin i Rinako – już na pierwszy rzut oka widać, że nie całkiem zwyczajne – znajdują wodę w ruinach jakiegoś budynku. W drodze powrotnej do swojej bazy zostają zaatakowane przez dziwacznego stwora, a gdy silniejsza z nich Rin zajęta jest walką, Rinako nierozsądnie postanawia pozostać w pobliżu znalezionej wody, co kończy się dla niej tragicznie. Czy to znaczy, że zapowiadany w materiałach promocyjnych skład osobowy zmieni się już w pierwszym odcinku? Cóż… Nie do końca. Tak jak pisałam, dziewczynki nie są zwyczajne, podobnie jak czekająca na nie starsza siostra, Ritsu.

 

 

Prawdę mówiąc, odcinek rozwijał się w sposób w zasadzie przewidywalny, to znaczy „słodkie dziewczęta plus apokalipsa” aż do momentu, gdy nieoczekiwanie pojawił się ktoś jeszcze – klasyczny Zwyczajny Nastolatek. Nie, nie nazwę tego złym zagraniem, ponieważ pozwoliło pokazać coś ważnego. Ritsu, Rin i Rina uważają się za przedstawicielki ludzi do tego stopnia, że coś tak dziwacznego jak prawdziwy człowiek traktują jako nową formę swojego przeciwnika. Na szczęście do rozlewu krwi nie dochodzi, zaś Wakaba przydaje się na tyle, że chyba chwilowo ma zagwarantowane przeżycie do następnego odcinka.

 

 

Nie bardzo chce mi się wdawać w streszczanie potężnej awantury wokół Kemono Friends, która sprawiła, że reżyser tamtego projektu musiał zrezygnować, ale warto o niej pamiętać, ponieważ wielu widzów czekało na tę serię jak na „nowy tytuł twórcy Kemono Friends”. Widać na pewno jedno podobieństwo – widz zostaje wrzucony bez słowa wyjaśnienia w obcy świat, który jest słabo zrozumiały dla nas, ale doskonale znajomy dla poruszających się po nim postaci. To nie jest złe podejście; w każdym razie ja nie mam nic przeciwko pominięciu długich i złożonych wyjaśnień na samym wstępie. W odróżnieniu od Kemono Friends, Kemurikusa nie ma jednak tak letargicznego tempa i nie chodzi mi tylko o same walki, które urozmaicają odcinek. Mimo wszystko rytm fabuły jest na razie o wiele lepszy, zaś to, że nie da się powiedzieć, w jaką stronę będzie się ona rozwijać, wydaje się plusem. Lepsza jest także grafika. Dość specyficzna, ale przynajmniej mająca jakiś klimat – chociaż wolałabym chyba troszkę mniej klasyczne projekty postaci.

 

Pytanie oczywiście, czy i jakim widzom się to spodoba. Powiedziałabym, że pierwszy odcinek wydał mi się dostatecznie intrygujący, żebym była gotowa sięgnąć po kolejny nie tylko z obowiązku. Z drugiej strony osoby zainteresowane „poważnymi klimatami” postapokalipsy może zrazić obecność słodkich dziewcząt, nawet jeśli całkiem nieźle kontrastuje ona z mrocznym światem. Z trzeciej… jestem ciekawa, czy jacyś fani zaczną narzekać na samą obecność osobnika płci męskiej w tego rodzaju serii. Wstrzymam się z werdyktem, ale na razie jestem gotowa założyć, że wprowadzenie go może nie być złym pomysłem.

Leave a comment for: "Kemurikusa – odcinek 1"