Meiji Tokyo Renka – odcinek 2

Mori Ougari przedstawia na balu Mei jako swoją narzeczoną (szybki jest!),  rzeczona budzi się z „koszmaru” w łóżku, jak się okazuje, w jego pałacu, po czym spoglądając na Tokio ery Meiji, przypomina sobie, jaki jej panowie zaczęli robić obciach, ekscytując się długością spódniczki, przeraża się hukiem działa oznajmiającego południe, deprymuje swoją obecnością malarza i w końcu wpada na tego osobnika, co się podaje za jej narzeczonego. Tenże pyta się, czy coś sobie przypomniała, na co bohaterka oczywiście odpowiada, że absolutnie nie, bo niby kto by jej uwierzył, że się cofnęła w czasie, po czym zostaje zachęcona przez podrywacza do zostania na stałe, nawet jeśli wróci jej pamięć. A wszystko w rytm pseudoromantycznej muzyczki.

Następnie wychodzi na jaw nieporozumienie żywieniowe, bowiem okazuje się, że najtańsza wołowina w cenach współczesnych starcza na zakup całego pałacu, a także kimonowe, bowiem bohaterka „ups, zapomniałam, jak się nosi kimono!” ma trochę z tym problem. Radzi sobie jednak z pomocą jedynej (!) służącej w całym pałacu, po czym następuje długa scena w restauracji z udziałem całej trójki – znaczy Mei, Ougariego i malarza Syunso, który jak się okazuje, mieszka tam pokątnie od roku. Oraz wspominanie przez Moriego momentu ich spotkania. W trakcie „wspominek”, widz, a także bohaterka, poznaje także dokładny czas codziennych kąpieli i łażenia na golasa szanownego chirurga oraz powód, dla którego panowie mieszkają razem – otóż Ougari uznał Syunso za wystarczająco fascynującego, by dostąpił on tego zaszczytu. W sumie za taką uważa też i bohaterkę, i to na tyle, by poprosić ją o pomoc w znalezieniu czarnego kota Syunso… ponieważ ma Moc. Znaczy, jest Tamayori, czyli osobą, która widzi duchy. Okazuje się, że Syunso włożył tyle własnej duszy w swoje prace, że na jednej narysowany kot po prostu ożył i uciekł. Jest nie do znalezienia dla zwykłego śmiertelnika, obraz świeci pustą plamą, a wielkimi krokami zbliża się wystawa twórczości malarza.

 

Po powrocie do pałacu bohaterka zastanawia się, co ona w ogóle tam robi i czy naprawdę widzi duchy, po czym zwabiona słyszaną radosną muzyczką, wymyka się na spotkanie z magikiem i żąda od niego działania. Czyli odesłania do współczesności. Oczywiście magik wykręca się jak piskorz, coś marudzi o odpowiednich warunkach, następnej pełni oraz o tym, że to wspaniałe miejsce i póki nie będzie możliwości powrotu, to powinna korzystać i w końcu być sobą. Bohaterka, postawiona w takiej sytuacji, postanawia skorzystać i nazajutrz radośnie deklaruje, że kota spróbuje poszukać. Oraz prezentuje wynalazek ułatwiający obowiązki domowe jedynej służącej w pałacu…

 

W sumie wychodzi na to, że po drugim odcinku widać, że twórcy Meiji Tokyo Renka są doskonale świadomi, że robią adaptację otome i się wcale tego nie wstydzą, ba, nawet bawią się konwencją. Te „romantyczne nuty”, gdy rudzielec zabiera się za rwanie panienki, albo próbuje być romantyczno-wrażliwy, latające w tle gwiazdki, różowość… Nagle przerywane, gdy wraca rzeczywistość i zostaje to podsumowane kąśliwą uwagą, a bohaterowie  przechodzą w super-deformed. Swingująca muzyczka w pozostałych fragmentach „życiowych”, oraz bohaterka, dla której wołowina jest ważniejsza od romantyzmu.

Graficznie oczywiście leci w dół – cała kasa poszła na animacje trójki bohaterów, służącej i magika, pozostały tłum albo stoi, albo nie istnieje. Plusem jest natomiast, że tym razem bohaterowie paradują ubrani bardziej tradycyjnie. Zobaczymy, co będzie dalej, w sumie te kawałki o duchach były ładne, nawet jeśli statyczne.

Leave a comment for: "Meiji Tokyo Renka – odcinek 2"