Kenja no Mago – odcinek 2

 

Uratowane w poprzednim odcinku dziewczęta udają się z Shinem na herbatkę i przedstawiają jako przyszłe uczennice tej samej akademii magii, Maria i Cecylia. Wygląda na to, że ta druga, spełniając wszelkie warunki na niewinną leliję w opresji, łącznie z jąkaniem się i rumienieniem zamiast normalnych ludzkich reakcji, też się od pierwszego spojrzenia w chłopaku lekko zadurzyła. Nawet jej koleżanka zrobiła na to minę.

Miesiąc później przystępują do egzaminów, Shinowi idzie tak świetnie, zwłaszcza na teście praktycznym, gdzie w cuglach po prostu deklasuje wszystkich, którzy przy użyciu zaklęć i rozmaitych podrygów ledwo co są w stanie rzucić niewielki czar, że uzyskuje najwyższy wynik, co łączy się z koniecznością wygłoszenia mowy powitalnej dla nowych uczniów. Ale też daje sobie z tym radę. Przy okazji poznaje królewskiego syna, Augusta, z którym od razu nawiązuje przyjaźń, a także robi sobie wroga z hrabiowskiego syna imieniem Kurt. Właściwie to Kurt sam robi się wrogiem Shina, ponieważ, cóż, taką rolę mu przypisano, a że przy okazji zachowuje się jak szaleniec i prześladuje Cecily, przypuszczam, że będzie pierwszym do odstrzału w scenariuszu.

Istotne jest jeszcze to, że Shin zaklina swój mundurek, zamiast standardowych szkolnych czarów ochronnych wzbogacając go w coś, co zmienia strój w „skarb narodowy” i prawdopodobną przyczynę wojen, według oceny starszych. W efekcie (ubocznym) zaiste makiawelicznej intrygi niebieskowłosej leliji, szukającej u niego ochrony przed Kurtem (jakie to szczęście, że Melida ją przejrzała!) takie same wzmocnione mundurki dostają ona oraz August i jego dwaj przyboczni. A Maria nie, bo nie chciała. Potem jeszcze Shin pokazuje nowym kolegom teleportację, konkretnie do chatki w lesie.

Cóż, z pozytywów, które naprawdę chciałam znaleźć, przychodzi mi do głowy obecność starszego pokolenia, choć na razie służy bardziej do ochania nad Shinem i przestrzegania go przed rozmaitymi rzeczami, głównie jego własną mocą, no ale i tak jest to jakiś plus, jakby odrobina oryginalności w morzu schematów? Taa… No chyba żeby za pozytyw uznać to, że seria niczego nie udaje, lecz wali owymi isekajowo-magicznoakademiowymi schematami prosto w twarz, stąd łatwo poznać, że jeśli komuś taki układ nie pasuje, to już może rzucać seans. Inna sprawa, że z pewnością są widzowie, którzy niczego więcej od serii tego typu nie będą oczekiwać, i ci prawdopodobnie będą zadowoleni, dostając kolejnego mocarnego protagonistę, kolejną słodką panienkę do ratowania i hołubienia przezeń (oraz, nie mniej istotne, oglądania wdzięków, przy czym elementu stricte ecchi jeszcze nie zanotowano), do tego paczkę wiernych przyjaciół obydwojga, robiących zabawne miny na boku i kibicujących głównej parze, a na deser jakichś tam przeciwników do mniej lub bardziej efektownego pokonania. Aczkolwiek sama, nie będąc bynajmniej fanką gatunku, pamiętam parę serii, które potrafiły to zrobić w zdecydowanie ciekawszy sposób…

Innych rzeczy do oglądania niż wielkie biusty (za to u praktycznie każdej panienki) nie ma za wiele – chociaż komputerowe, tła są przeważnie płaskie i puste, a same postaci często rysowane dość koślawo i mimo prostoty projektów krzywią się nawet na twarzach (znaczy, samoistnie, nie mam na myśli tradycyjnego SD). Nawet nie bardzo jest co zaprezentować na zrzutkach, które są tak statyczne, jak ja się wynudziłam…

Leave a comment for: "Kenja no Mago – odcinek 2"