Namu Amida Butsu! -Rendai Utena- – odcinek 3

Tym razem gwiazdami odcinka są Kannon (Guanyin) i Seishi (Mahasthamaprapta), ze względu na teologiczne zaszłości, których nawet nie chce mi się streszczać, będący rodzeństwem. Punktem wyjścia fascynującej fabuły jest demonstracja niezdecydowania Kannona, który jest skłonny raczej przytakiwać wszystkim innym, niż dokonać jakiegokolwiek wyboru. Tymczasem Miroku (Budda Maitreja) ma dość bycia traktowanym jak dziecko i wyprawia się za przypadkowo zauważonym w świątyni starszym panem, obarczonym wyjątkowo dużym brzmieniem nieczystości, czy też raczej ziemskich pragnień. W ślad za nimi udaje się Seishi, dla odmiany szukający okazji do samodoskonalenia, by zyskać w oczach Kannona, i już niebawem obaj szlachetni Niebianie trafiają do lokalnego klubu seniora. Gdy dowiaduje się o tym Kannon, dochodzi z kolei do wniosku, że jest dla Seishiego za mało interesującym partnerem konwersacyjnym i postanawia dokształcić się w temacie, dołączając do innego klubu. W tym wszystkim miotają się oczywiście Bonten i Taishakuten, potrzebni jak piąte koło u wozu, ale wymagani jako teoretycznie centralne postaci.

Odcinek kończy wprawdzie scena o charakterze dramatycznym, ale naprawdę nie zdziwiłoby mnie, gdyby w pierwszych minutach następnego całe zajście rozeszło się po kościach, a panowie zajęli się czymś ważniejszym, na przykład przyrządzaniem budyniu albo zawracaniem pobliskiej rzeki kijem. Najlepsze, że ja nawet widzę, jak to ma działać – gdzie tu ma być komizm, a gdzie padają kwestie mające skłonić widza do zastanowienia się nad sobą lub przekazać mu fakty dotyczące panteonu buddyjskiego. Tyle że to wszystko jak nie działało, tak nie działa; bohaterowie zamiast zabawni, wydają się żałośnie głupi, zaś intryga pełna nieporozumień i niedomówień na poziomie starego i marnego shoujo jest w sumie nudna jak flaki z olejem.

Prawdę mówiąc, od początku nie spodziewałam się po tej serii absolutnie niczego i tylko z tego powodu mogę napisać, że mnie nie rozczarowała. Widać, że scenariusz próbuje powiązać jakoś cechy charakterystyczne poszczególnych panów z cechami odpowiadających im bóstw, ale jest to mocno naciągane za uszy. Zbyt duża liczba bohaterów oraz ograniczenia wynikające z formuły (to jednak nie parodia, więc wszyscy muszą być prawi, dobrzy i święci) sprawiają, że postaci to wycięte z papieru kartoniki, w które seiyuu nie są w stanie wlać życia (zresztą nie wydaje mi się, żeby szczególnie próbowali). Namu Amida Butsu! nie jest nawet komiczne w sposób niezamierzony – jest mdłym i nijaki produktem komercyjnym, niczym więcej.

Leave a comment for: "Namu Amida Butsu! -Rendai Utena- – odcinek 3"