Sarazanmai – odcinek 1

Od dawna nie zdarzyło mi się podchodzić do serii z tak wysokimi oczekiwaniami. To zasługa reżysera Kunihiko Ikuhary, który tworzy rzadko, ale za to bez wyjątku dostarcza serie, o których można eseje pisać, ba, ma na koncie anime powszechnie uznawane za jedno z najlepszych w historii gatunku, czyli Shoujo Kakumei Utena. Moje spore nadzieje mają więc konkretne podstawy. Jeden odcinek to rzecz jasna za mało, aby obwieścić ich potwierdzenie, ale mogę zapewnić, że zostały one solidnie wzmocnione.

Nieobeznanych z dorobkiem Ikuhary uprzedzam, że jego anime są zawsze porządnie pokręcone i ekscentryczne, a początek Sarazanmai wybija się ponad jego normę. Trójka bohaterów: Kazuki, Toi i Enta, zostaje zmieniona w kappy (żabopodobne stwory z japońskiego folkloru) i zmuszona walczyć z zombi-kappami. Czytając ten skrótowy opis, uświadomiłem sobie, że dla kogoś nieobeznanego z japońszczyzną już to musi być mocno dziwne, ale w tym odcinku to najbardziej normalna część. Kappy są znane w podaniach przede wszystkim z dwóch rzeczy: zamiłowania do ogórków oraz kradzieży duszy. Obie kwestie się pojawiają, razem z mniej ważnymi szczegółami, jak zamiłowanie do sumo czy woda na głowie (nie pytajcie…), ale naprawdę ciekawie robi się przy tej drugiej, kradziona dusza jest bowiem wyciągana przez odbyt.

Procedurę tę dałoby się pewnie ukazać w abstrakcyjny sposób… ale ta seria tego nie robi. Ten jeden odcinek dostarczył mi większego bogactwa odbytów niż cały mój wcześniejszy kontakt z anime. To raczej nie seria dla osób o uprzedzeniach estetycznych. Przy poświęceniu takiej uwagi procedurom dotyczących odbytu trudno też uniknąć aluzji seksualnych. Sarazanmai nie tylko ich nie unika, ale wręcz idzie na całość. Protagoniści duszę zombi-kappy wyciągają nadzy. Krzycząc. Kappa jest wtedy w pozycji pieska. I koniec końców wydaje się po procedurze odczuwać potężną satysfakcję.

Jakby tych perwersji był mało, w finale procedury ujawnia się, że Kazuki jest cross-dresserem…  Są i poboczne kwestie. Walka z kappą ma konwencję musicalu. Pojawiają się policjanci z diabolicznymi wydrami. Dziwny, nie do końca realny program telewizyjny z idolką. Amnezja, co do której już kompletnie nie łapię, co, jak i kogo. Obejrzałem jeden odcinek, a czuję się, jakbym musiał przetrawić więcej niż po niejednej całej serii.

Wcześniejsze serie Ikuhary powoli się rozpędzały. Nie ta. Ta wjeżdża w mózg widza jak rozpędzona ciężarówka. O tym, co się tutaj może dziać, tematycznie i charakterologicznie, skrobnę przy następnych odcinkach, na razie do pierwszego jedna ostatnia uwaga: to wygląda przecudnie. Te tła, ta animacja, ta kolorystyka, wielkie nieba, to cudeńko!

Leave a comment for: "Sarazanmai – odcinek 1"