Dr. Stone – odcinek 2

Po udanej próbie ożywienia ptaka chłopcy decydują się pozbyć warstwy kamienia z Yuzurihy, obiektu westchnień Taiju, której to 3700 lat temu próbował wyznać miłość. Gdy jednak docierają na miejsce spoczynku jej spetryfikowanego ciała, zostają zaatakowani przez lwy. Postanawiają więc odłożyć próby wskrzeszenia dziewczyny i przywrócić do żywych Tsukasę Shishiou, szkolnego zawadiakę, który niegdyś słynął z przeogromnej siły.

Początkowo wydaje się, iż była to bardzo dobra decyzja. Chłopak bez problemu pokonuje drapieżniki, jednocześnie ratując naszych bohaterów. Następnie jego umiejętności stają się kluczowym elementem przetrwania, bowiem świetnie radzi sobie z polowaniem na zwierzęta, zapewniając Senkuu i Taiju potrzebną dla organizmu dawkę białka.

Jak się jednak okazuje, chłopak ma nieco inne plany odbudowy społeczeństwa niż dwaj protagoniści. Podczas gdy Senkuu zależy na przywróceniu do życia dosłownie wszystkich przedstawicieli rasy ludzkiej, tak Tsukasa chciałby wykorzystać upadek populacji, by pozbyć się dorosłych i stworzyć przyszłość dla młodych, kierując się przede wszystkim chęcią utrzymania panującej wolności i uniknięcia powrotu świata pełnego zepsucia.

Poznaliśmy więc antagonistę serii, z którym główni bohaterowie będą toczyć ideologiczną wojnę. Czy konflikt ten będzie interesujący, to się okaże z czasem, natomiast ja osobiście ogromnie cieszę się, że seria nie będzie ograniczać się do czystego survivalu, a wprowadzi również być może całkiem ciekawy wątek tego, w jakim kierunku powinna zmierzać odbudowa ludzkości. Fajnie, że obok typowo shounenowych założeń znalazło się miejsce dla kwestii, która od widza wymagać będzie odrobiny kontemplacji i zadumy.

Nadal bardzo podoba mi się relacja Senkuu i Taiju, która według mnie jest zdecydowanie najjaśniejszym punktem dwóch pierwszych odcinków. Gagi z ich udziałem autentycznie mnie bawią, więc za to duży plus.

W zeszłym tygodniu skrytykowałem dość standardowy opening, w tym natomiast bardzo muszę pochwalić ending, który okazał się całkiem przyjemnym kawałkiem łączącym rockowe elementy z rapem. Mnie się podoba.

Wciąż nie jestem jakoś szczególnie przekonany do koncepcji tej serii, ale daleki jestem od tego, by nazwać ją złą czy nawet przeciętną. Sam pomysł mimo wszystko wydaje się całkiem interesujący, natomiast wiele zależy po prostu od tego, w jakim kierunku to wszystko będzie zmierzać. Pozostaję więc przy opinii z poprzedniej zajawki, że na razie jest umiarkowanie pozytywnie.

Leave a comment for: "Dr. Stone – odcinek 2"