Given – odcinek 2

Miło napisać, że drugi odcinek oglądało mi się równie przyjemnie jak pierwszy, i znów zdziwiłam się, że tak szybko się skończył. Jest to zarówno zasługa postaci i w naturalny sposób rozwijającej się fabuły, jak i dobrego tempa. Właściwie streścić go można kilkoma zdaniami, a nie mam uczucia ani niedosytu, ani nadmiaru – jest idealnie.

Streszczając zatem, Uenoyama już całkiem na serio zastanawia się, jak zacząć uczyć Sato, bo nie bardzo wie, jak się do tego zabrać, zwłaszcza że przyszły uczeń prezentuje nie tylko lekkie odklejenie od rzeczywistości, ale i zdumiewającą niewiedzę na temat instrumentu, z którym się nie rozstaje. Jednocześnie, kiedy Ritsuka zaczyna mu pokazywać pierwsze chwyty, okazuje się, że chłopak ma doskonały słuch i szybko łapie. Lekcje odbywają się na schodach, a poza tym Uenoyama prosi starszych kolegów z zespołu, by jego podopieczny mógł przysłuchiwać się ich próbom i brzdąkać sobie w przerwach. Kaji i Haruka godzą się bez problemu, a na stronie komentują, że Uecchi to wbrew pozorom dobry dzieciak. Oni też mi się podobają, ich reakcje i interakcje są zabawne w niewymuszony sposób, widać też pewną, subtelnie większą niż u nastolatków dojrzałość, jak na studentów przystało.

 

Oprócz nauki chwytów i właściwej kolejności czynności przy podłączaniu gitary do wzmacniacza Mafuyu dowiaduje się od trójki nowych znajomych, że wybrał sobie bardzo kosztowne hobby i natychmiast musi zacząć pracować, żeby na nie zarobić. Omówienie dostępnych licealiście możliwości następuje przy posiłku, a jest też znakomitą okazją do wtrącenia kilku słów o członkach zespołu – np. Kaji wbrew swemu nieco chuligańskiemu wyglądowi pracuje pilnie na kilku etatach, a Haruka bywa m.in. modelem fryzjerskim. Warto zauważyć, że Mafuyu jest w tym wszystkim dość milczący, ale raczej umyka to widzowi, bo pozostała trójka bohaterów umie przyciągnąć do siebie uwagę. I znów – robią to w niewymuszony, naturalny sposób, który bardzo mi się podoba.

Jednak to wycofanie Sato jest wyraźne dla Uenoyamy, który na niemal każdą udzieloną instrukcję i pytanie, czy uczeń rozumie, uzyskuje odpowiedź w stylu „yhym”. W końcu znów pęka i zostaje pokonany przez niewzruszenie Mafuyu, dostarczając mi przy tym zabawy. Zadaje też wreszcie oczywiste, dręczące go pytanie: skąd chłopak, który nie ma bladego pojęcia o samej gitarze jako takiej, nie tylko o grze, ma taki wypasiony model. Czyżby od ojca? Okazuje się, że Sato nie ma ojca. Chcąc pokryć zakłopotanie, Uenoyama pyta go o ulubioną piosenkę. I znów zonk: Mafuyu nie zna jej tytułu, ale potrafi zaśpiewać, co prawda w postaci „lalala”, za to głosem, który wyciska jego słuchaczowi łzy z oczu, a z gardła (wcześniej duszy zapewne) pytanie, czy nie dołączyłby do zespołu…

Cóż, na mnie owe „lalala” nie zrobiło aż takiego wrażenia, choć pilnie się wsłuchiwałam, ale ja jestem wyjątkowo niemuzykalna. (Podobnie nie popadłam w zachwyt przy obu piosenkach do serii, ale liczę, że inserty wypadną przynajmniej dobrze). Uwierzę więc na słowo, że Mafuyu jest takim wokalnym odkryciem, bo animka na razie bardzo mi się podoba. Do strony wizualnej też nie mam zastrzeżeń; postaci są ładne, dość zgrabnie się ruszają, komputery robią dobrą robotę przy odtwarzaniu instrumentów, sprzętu i różnych szczegółów tła, a same tła może nie są specjalnie zaludnione, ale kolorowe i w przyjemnej dla oka tonacji. Po prostu dobrze się to pod każdym względem ogląda.

 

Leave a comment for: "Given – odcinek 2"