Granbelm – odcinek 1

Kohinata Mangetsu zapomniała zabrać ze szkoły drugie śniadanie, więc późnym wieczorem wraca do swojej klasy. Spogląda na pełnię księżyca, a chwilę później goni ją już wielki robot w świecie, który wygląda, jakby został przykryty grubą warstwą kurzu. Uciekając ile sił w nogach, zauważa walkę pomiędzy robotami, chociaż nie jest w stanie zrozumieć nic z zastanej sytuacji.

Walka toczy się pomiędzy dwiema dziewczynami, z których jedna jest mocno zdenerwowana, a druga zdaje się zachowywać spokój. Gdzieś z tyłu latają jeszcze inne roboty, które zdają się współpracować ze zdenerwowaną pilotką, zaś ich tymczasowym celem jest dopaść Kohinatę. Kiedy przywódczyni dostaje ostre lanie, grupa opuszcza pole walki. Zwyciężczynią pojedynku okazuje się Shingetsu Ernesta Fukami. Dziewczę zjada lunch Kohinaty i zaczyna w końcu udzielać wyjaśnień. Otóż magia, która była w starożytności elementem codziennego życia ludzkości, została zapieczętowana w czymś o nazwie Magiaconatus. Teraz, podczas pełni księżyca, dochodzi do pojedynków Granbelm. Dziewczęta w mechach zwanych ARMANOX rywalizują o tytuł Princeps, jedynego prawdziwego maga. Niestety, pogawędkę przerywa im jedna z przeciwniczek, która wydostała się spod gruzu, który spadł na nią podczas potężnego ataku jej sojuszniczek. Widząc uszkodzonego robota Shingetsu, postanawia rozprawić się z wrogiem. Może i by się jej udało, jednak Kohinata podczas ucieczki budzi w sobie magiczną moc i wzywa własnego ARMANOX-a, którym bez problemu rozprawia się z zagrożeniem.

Akcja jest mocno chaotyczna, a brak informacji na temat świata przedstawionego nie ułatwia jej odbioru. O postaciach nie wiemy prawie nic. Poznaliśmy jedynie imiona dwóch głównych bohaterek i dowiedzieliśmy się, że Kohinata ma przeciętne umiejętności kucharskie, zaś Shingetsu jest zza granicy. Pal licho barierę językową, liczę przynajmniej na to, że jest Japonką lub miała rodziców z tego kraju. Czemu? Ano takie imię i nazwisko dla obcokrajowca to jednak byłby nieśmieszny żart. Kto z kim i dlaczego walczy – nie wiadomo. Tylko pytanie, czy Mangetsu pochodzi z magicznego rodu, rzuca nieco światła na możliwe strony konfliktu. W przypadku antagonistek mieliśmy tylko okazję zaobserwować wybuchowy charakter jednej z nich – Anny. Zapowiedź kolejnego odcinka i opening zapowiadają znacznie większą obsadę, więc na razie trudno wydać w tej kategorii jakikolwiek werdykt.

 

Oprawa wizualna jest… Kolorowa. Większość akcji rozgrywa się w granatowo-purpurowym świecie, z którego kolorystyką kontrastuje część bohaterek. Animacja nie rzuca na kolana, ale nie ucieka się także do tanich sztuczek ze statycznymi obrazami. Magiczne ataki oraz przemiana Kohinaty wyglądały całkiem nieźle, podobnie jak i potyczki robotów. Cóż, fanem ich projektów nie jestem, bo przypominają wielkie robaki udekorowane brokatem. Pierwszy rzut oka na projekty postaci wystarczył jednak, aby dojść do wniosku – ja to gdzieś widziałem! Szybkie sprawdzenie dorobku ich twórcy – Shinichirou Ootsuki, wyjaśniło wszystko. Skrzyżowanie Re:Zero Kara Hajimeru Isekai Seikatsu oraz Conception zrodziło twarze, fryzury i sylwetki dziewcząt z Granbelm. Ku mojemu zaskoczeniu, w przeważającej części były rysowane naprawdę dokładnie, chociaż czasami dochodziło do deformacji przy przechodzeniu na dalszy plan.

Pierwszy odcinek Granbelm zaprezentował tak niewiele z założeń fabularnych i świata przedstawionego, że trudno wyciągać wnioski. Zgodnie z zapowiedzią akcja przeniesie się teraz do realnego świata, gdzie powinniśmy bliżej poznać bohaterki i genezę konfliktu. Mam spore obawy co do ich charakterów, zwłaszcza sądząc po zachowaniu antagonistek, lecz może ma to jakieś swoje przyczyny. Czekam również na wyjaśnienie zasad sterowania mechami, gdyż w pierwszym odcinku najskuteczniejszy okazał się głośny krzyk Kohinaty, co nie napawa optymizmem.

Leave a comment for: "Granbelm – odcinek 1"