Uchi no Ko no Tame Naraba, Ore wa Moshikashitara Maou mo Taoseru Kamo Shirenai – odcinek 2

Dale błyskawicznie wchodzi w tryb nadopiekuńczego tatusia, dla którego kilkugodzinne rozstanie z pociechą wydaje się koszmarem gorszym od najstraszliwszego potwora. Dopiero po dłuższych perswazjach zgadza się zostawić Latinę pod opieką Kennetha i Rity do wieczora. Jak się okazuje, jego obawy były bezpodstawne. Mimo ograniczonego słownictwa mała radzi sobie dzielnie i stara się nawet pomagać w gospodzie, budząc rozczulenie wszystkich jej bywalców – czyli bandy zaprawionych w bojach twardzieli-awanturników. Latina uczy się zresztą błyskawicznie języka i coraz bardziej przydaje się w gospodzie, ale oczywiście nadal jest małym dzieckiem, a jej koncentracja pozostawia sporo do życzenia. Dlatego też w czasie wyprawy z Kennethem po zakupy… gubi się, ponieważ zatrzymuje się, by obejrzeć pokaz ulicznego artysty. Reszta odcinka upływa dorosłej części ekipy na gorączkowych poszukiwaniach, podczas gdy Latina nawiązuje nowe znajomości wśród rówieśników. Oczywiście w końcu trafia szczęśliwie w ramiona przybranego tatusia i tym budującym akcentem kończymy na dzisiaj opowieść.

Być może w przyszłości czają się jakieś wątki przygodowe (wskazywałoby na to choćby „przypadkowe” ujawnienie umiejętności uzdrowicielskich Latiny), ale na razie seria trzyma się twardo w klimacie okruchów życia. Niestety, straszliwie cukierkowego i sztucznego, w czym nie pomaga mała bohaterka, nadal będąca chodzącą sacharyną zmieszaną z ksylitolem i ekstraktem ze stewii, pozbawioną cienia charakteru. Reszta obsady, z nijakim Dale’em na czele, nie pomaga. Nie mówię, że ta seria potrzebuje krwistej tragedii – ale okruchy życia trzeba umieć pisać, żeby miały jakąś lekkość i wdzięk, a tu niestety dostajemy raczej flaki z olejem.

Wizualnie jest nadal słabo, odcinek wykorzystuje nieprzyzwoitą ilość zatrzymanych ujęć i kadrowania pozwalającego oszczędzić roboty na animacji. Ponarzekam też na projekty postaci – czołówka i ending pokazują Latinę w różnych wieku, ale zwraca uwagę, że cały czas wygląda ona identycznie, jeśli nie liczyć długości włosów i innego ubrania. To samo zresztą widać po spotkanych w tym odcinku dzieciakach – założę się, że ich starsze wersje będą wyglądać dokładnie tak samo, nieco tylko powiększone. Można powiedzieć – czepiam się, ale skoro dorastanie Latiny jest osią fabuły, to należałoby chyba oczekiwać, że zostanie pokazane inaczej niż tylko jak przemiana małego moebloba w większego moebloba.

Leave a comment for: "Uchi no Ko no Tame Naraba, Ore wa Moshikashitara Maou mo Taoseru Kamo Shirenai – odcinek 2"