Babylon – odcinki 1-3

Czasami twórcy zaszaleją i zamiast jednego premierowego odcinka udostępnią widowni więcej materiału. Tak było niedawno w przypadku anime Vinland Saga, tak jest również i tutaj. Babylon to kryminał sensacyjny na podstawie trzytomowej powieści pióra Mado Nozakiego, czyli pana odpowiedzialnego m.in. za Seikai Suru Kado. Nie wiem jakim cudem, ale informacja ta umknęła mi na etapie tworzenia zapowiedzi sezonu. Gdybym wtedy o tym wiedziała, to do omawianego anime podchodziłabym ze znacznie mniejszą dawką optymizmu. Cóż, sama sobie jestem winna. Ale do rzeczy.

Współczesne Tokio to olbrzymia, tętniąca życiem metropolia, zaś w celu jej odciążenia na jej zachodnich obrzeżach stworzono specjalną, niezależną strefę ekonomiczną – Shin’iki (w wolnym tłumaczeniu zwyczajnie „Nowa strefa”). Wielkimi krokami zbliżają się wybory burmistrza tejże, a w tym samym czasie młody i ambitny prokurator, Zen Seizaki, mierzy się z tajemniczą sprawą nadużyć w koncernie farmaceutycznym, którą szybko udaje mu się powiązać z wyżej wspomnianymi wyborami. Sprawa wygląda naprawdę poważnie, bo nie dość, że zamieszani są w nią prominentni politycy i najróżniejsi biznesmeni, to w grę wchodzi jeszcze tajemnicze samobójstwo i wykorzystywanie seksualne młodych kobiet…

Sam początek był nawet ciekawy, bo zawierał odpowiednią dawkę tajemnicy, by wprowadzić atmosferę niepokoju. Jednakże kolejne sceny sprawiały, że moje brwi unosiły się coraz wyżej, by mniej więcej w połowie drugiego odcinka osiągnąć najwyższy pułap i pozostać na nim do samego końca seansu. Twórcy bardzo wyraźnie podkreślają, że żadne elementy tej historii nie mają nic wspólnego ze światem rzeczywistym, ale jednocześnie starają się przekonać widza, że to, co dzieje się na ekranie, jest jak najbardziej prawdopodobne i realne. Wątpliwości mam mnóstwo, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że tyczą się one zarówno szczegółów, jak i ogólnie całości obejrzanego do tej pory materiału.

Zacznijmy od szczegółów. Zdaję sobie sprawę, iż prawnie nic nie stoi na przeszkodzie, by prokuratorzy sami prowadzili dochodzenie, ale naprawdę dziwnie oglądało się urzędnika państwowego śledzącego podejrzanych i czającego się za rogiem budynków. O ile się nie mylę (a jeśli tak, to mnie poprawcie, bo jestem naprawdę ciekawa), prokuratura takie rzeczy zwykle zleca policji, a sama skupia się raczej na dokumentach i ogólnie pojętej papierkologii. No, ale może chodziło o jak najmniejszą liczbę wtajemniczonych, więc można na to przymknąć oko. Jestem w stanie zrozumieć, że urzędnicy nie zawsze sztywno trzymają się przepisów i nieoficjalnie korzystają z różnych źródeł informacji (tu mamy kolegę dziennikarza), ale żeby poufną sprawę dyskutować w pierwszym lepszym barze? Może gdyby był pełny i wokół było odpowiednio dużo szumu… Ale bohaterowie siedzieli w praktycznie pustym lokalu i trajkotali przy wyjątkowo niezajętym barmanie o rzeczach zdecydowanie poufnych.

Kolejną rzeczą, która mi przeszkadzała, była swoista próżnia. Niby główny bohater ma rodzinę, niby nie pracuje sam, niby w policji pracuje więcej niż jedna osoba, a zupełnie tego nie widać. Nie chodzi mi o konieczność wprowadzenia tłumu postaci znanych z imienia i nazwiska, a raczej o pokazanie chociaż tłumu statystów w postaci współpracowników mijanych na korytarzu itp. A tu nic, kompletnie. Nawet migawki (poza chyba jednym wyjątkiem). Ale może to tylko ja odnoszę takie wrażenie.

Idąc od szczegółu do ogółu, docieramy do głównej bolączki, czyli samej intrygi, która bardzo szybko przyjmuje wręcz kolosalne rozmiary i z każdym kolejnym faktem robi się coraz bardziej nieprawdopodobna i dziwaczna. Nie wiem jak Wy, ale ja nie widzę tu genialnej i skomplikowanej układanki, a jedynie kolosa na nie wiem, czy nawet glinianych nogach. W szczegóły wchodzić nie będę, ale już same założenia wstępne fabuły (powód powstania nowej strefy i związana z nim zakrojona na szeroką skalę operacja) jest mocno naciągany. Dodajmy do tego jeszcze elementy prawie (cudowny lek dla niezadowolonej z życia grupy ludzi?) lub po prostu nadnaturalne (ludzkie kameleony istnieją czy to tylko kwestia  mistrzowskiej charakteryzacji?) i dostajemy rzecz nieziemsko przekombinowaną, momentami wręcz absurdalną. Swoją drogą, seria tak szybko odkrywa (chyba) większość swoich kart, że na dobrą sprawę trudno ją nazwać kryminałem. A szkoda, bo miałam nadzieję na bardziej zajmującą zagadkę…

Wspomniana wcześniej próżnia sprawia również, że bohaterów widzimy praktycznie tylko w pracy, a że to fabuła gra tu pierwsze skrzypce, ciekawych osobowości też nie należy się spodziewać. Każdy kolejny członek obsady (z protagonistą włącznie), to w zasadzie marionetka na sznurkach scenariusza, w której usta twórcy bardzo chętnie wkładają przeraźliwe banalne kwestie, ale stworzyć wyrazistej osobowości (chociażby jednej) w ogóle nie potrafią.

Całości nie ratuje oprawa techniczna, bo muzyka wypada znośnie (piosenka z endingu brzmi w porządku, ale reszta jest zupełnie bezbarwna), ale już graficznie jest bardzo, ale to bardzo przeciętnie. Nie jestem tym szczególnie zaskoczona, bo koślawość w projektach postaci było widać nawet w zwiastunie. Tła są zupełnie nijakie, choć przynajmniej nie zawsze świecą pustkami. Elementy trójwymiarowe są znośne, ale animacja jest naprawdę toporna i momentami aż trudno się na to wszystko patrzy. Sporo tu także ujęć statycznych, więc ładne toto zdecydowanie nie jest.

Cóż, zawiodłam się na tej serii potwornie, bo miałam nadzieję na wciągający kryminał z elementami thrillera i sensacji, a zamiast tego dostałam… to. Chyba miało być ambitne, ale z powodu niemiłosiernego przekombinowania intryga najprawdopodobniej prędzej czy później legnie w gruzach. Wszystkiego jest tu zdecydowanie za dużo i w zbyt dużym natężeniu – twórcom zdecydowanie przydałoby się chociaż trochę umiaru. Będę naprawdę bardzo zaskoczona, jeśli fabuła ostatecznie wyjdzie na prostą… Ale żeby na to liczyć, musiałabym nie kwestionować założeń podstawowych, a już one stanowią dla mnie problem, więc nie, nie widzę możliwości, żeby cokolwiek sensownego z tego wyszło. A szkoda, prawdziwa szkoda.

Miłość wykrzywiająca świat – subtelniej się już chyba nie dało…

Comments on: "Babylon – odcinki 1-3" (1)

  1. Akurat do oprawy bym się nie przyczepiał – 3 odcinki, które dostaliśmy, były bardzo poprawne – solidnie wykonane odcinki.
    Brak wzmianki o scenie przesłuchania w odcinku drugim – wg mnie z pozornie nieciekawej sceny, twórcy zrobili coś interesującego. Nagłe przechodzenie do wstawki rodem ze starszych bajek. Wszelakie przejścia między ujęciami – aż miło się to oglądało.

Leave a comment for: "Babylon – odcinki 1-3"