Kabukicho Sherlock – odcinek 3

W końcu dowiadujemy się, dlaczego Watson potrzebuje pomocy Szerloka. Jakiś czas temu przeprowadzał autopsję dziewczyny, na której znalazł, jak się okazało później, miniaturowy nadajnik. Jednak po przekazaniu tej informacji dyrektorowi szpitala zaczęły się wokół niego dziać dziwne rzeczy – a to samochód go prawie przejechał, a to dom się spalił, a to jakby go ktoś śledził. Z tego powodu uciekł do dzielnicy West Side, żeby go nikt nie znalazł i żeby Szerlok podjął się rozwiązania jego sprawy. Problem polega tym, że chwilowo ten traktuje go jak swojego służącego i się nawet nie pyta, o co chodzi. A co gorsza, w trakcie szesnastych urodzin Jamesa Moriarty’ego pani Hudson każe mu się wynosić ze składziku. I zamieszkać właśnie z Szerlokiem.

 

W trakcie tychże urodzin pojawia się także niespodziewany gość – prawnik Pu, którego ściga policja za zamordowanie właściciela luksusowego hotelu w East Side. Oczywiście szybciutko pojawia się także Lestrade i aresztuje delikwenta, ale plik pieniędzy wepchnięty mu przez panią Hudson pozwala na zaangażowanie detektywów w sprawę udowodnienia niewinności Pu.

 

Mimo że do roboty zgłaszają się prawie wszyscy, widz widzi tylko i wyłącznie śledztwo przeprowadzane przez sztywniaka Kyogoku oraz drugie, przez Szerloka (i Watsona). A w międzyczasie mamy scenkę rodzajową, z której wynika, że nie dość, że obie dzielnice oddziela mur, to na przejściach są bramki i wredni ochroniarze? Policjanci? Służby bezpieczeństwa? Znaczy, że West Side to takie getto dla obywateli gorszego sortu, ne?

   

Na miejscu przestępstwa oczywiście kłębią się wszyscy, Lestrade wygłasza teorię, okazuje się też, że ciało ofiary zostało spalone, więc „przypuszcza się” że to właściciel hotelu, Cosmo. Następnie mamy przebitki na „pracę detektywów” skupiającą się na łypaniu i nagłym dostrzeganiu notesów z informacjami (niezależnie). Oraz dowiadywaniu się (także niezależnie od siebie), że Cosmo (czyli ofiara) wpędził Pu i jego ojca w długi hazardowe. I identyfikowaniu osób, które wiedziały, jakiego narzędzia użyto do zabójstwa, mimo że tylko policja o tym wiedziała…

 

Koniec końców, nakłoniony przez Watsona (który już wie, co mówić), Szerlok opowiada „Historyjkę o niewinności Pu”, sprawca zostaje ujęty, a Watson dostaje jakieś 2 m kwadratowe kanapy w pokoju Szerloka. A po endingu Moriarty pokazuje swoje prawdziwe oblicze.

Pod względem animacji seria utrzymuje się na stałym poziomie nisko średnim, ze zjazdami w planach dalszych i przy większej liczbie osób, wypełniając czas antenowy najazdami od tyłu (żeby nie animować ust), najazdami na puste miejsca (żeby nie animować ludzi), oraz wstawkami à la rysunek dziecięcy (coby nie animować w ogóle). Możemy także podziwiać zróżnicowane stroje pani Hudson (i fryzury), brak zróżnicowania w strojach pozostałych detektywów oraz od czasu do czasu wyraz zgrozy albo oczka w kształcie serca. Choć należy przyznać, że od czasu do czasu trafi się jakiś ładniejszy widoczek albo dynamiczniejszy ruch.

Co do fabuły – pozostaje na razie epizodyczna, choć jak mniemam, sprawa Watsona będzie teraz co chwila wypływać po kawałku, podobnie jak wątki związane z Moriartym. Postacie dostaną swój czas antenowy po przy każdej kolejnej sprawie, która będzie wariacją na temat znanych opowieści… i tyle. I na pewno będzie Wielka Tajemnica w tle – tylko aż strach się bać, co zważywszy na konwencję scenarzyści wymyślą w kwestii ważniejszych punktów kulminacyjnych. Chociaż po ostatniej scenie, z koniczynkami i motylkiem, mam pewne podejrzenia…

Dla fanów Szerloka znajduję tu niewiele, niewiele też znajduję tutaj dla fanów powieści detektywistycznej, kryminału, komedii, wielbicieli muzyki czy też animacji. Na razie seria nie może się zdecydować, czym jest, w związku z tym generalnie jest o niczym. A jako taką, to można chyba jednak odłożyć na półkę… Ewentualnie obejrzeć jednym ciągiem, jak się skończy.

Leave a comment for: "Kabukicho Sherlock – odcinek 3"