Mugen no Juunin: Immortal – odcinki 1-2

Czuję się jak Kasandra – moje wątpliwości co do tej serii spełniły się co do joty. To nie znaczy, że jest źle, ba, jest całkiem przyzwoicie, ale wszystkie problemy, co do których podejrzewałem, że się mogą pojawić, się pojawiły. Hiroshi Hamasaki to bez dwóch zdań świetny reżyser i choćby za samą serię TeXhnolyze na zawsze będzie miał miejsce w moim sercu. Co więcej, lubi on samurajskie klimaty, lubi je nawet tak bardzo, że oglądając tę serię można mieć wątpliwości, czy to nowy tytuł, czy też drugi sezon jego wcześniejszego Shigurui. Ciekawy to styl, ale porównanie nie wypada dla Mugen no Juunin korzystnie. Chyba zresztą nie było na to szans: Shigurui był robiony w studiu Madhouse, Mugen no Juunin w Liden Films. Że nie mieli szans im dorównać, to oczywiste, ale nawet porzucając takie ambicje, zaskakuje mnie, że Amazon postanowił zlecić ten projekt akurat im. Każdy, kto pamięta sceny batalistyczne w Arslan Senki, potwierdzi, że nie zapowiadało się to dobrze.

W Mugen no Juunin… cóż, żeby w dwóch pierwszych odcinkach serii samurajskiej ani jednej walki porządnie nie zanimować?! Hamasaki się stara nadrobić stylem i świetnym kadrowaniem, poza tym w ciągu tych 40 minut przewinęło się kilka porządnych krajobrazów w tłach (rysowników mają zacnych). Doceniam więc, że to najpiękniejszy pokaz slajdów, jaki widziałem od dłuższego czasu, ale licha to pochwała, wszak to seria akcji. Hamasaki wyraźnie też nie walczy ze swoją skłonnością do pójścia w stronę kina autorskiego (art house i podobne). Sporo tu scen onirycznych i poetyckich, filmowych sztuczek i kinematograficznych nawiązań (szczególnie do klasyków kina samurajskiego). Generalnie takie rzeczy lubię, ale tutaj miałem niestety wrażenie, że Hamasaki bardziej się popisuje (i ukrywa braki w animacji) niż używa środków adekwatnych do celów. Zamiast podkreślać opowieść i zawarte w niej emocje, zdają się ją przesłaniać.

Przechodząc do tej ostatniej uprzedzam, że nie znam mangi (zapewne warto byłoby przeczytać, ale liczba 30 tomów odstrasza), więc nie mam porównania. Niemniej oceniając, co zaprezentowano, jest dobrze, choć nie bez problemów. Doceniam, że bardzo czytelnie zarysowano centralny konflikt i bohaterów. Jest tytułowy nieśmiertelny, czyli Manji, jest młoda dziewczyna Rin, która najmuje go do pomocy w zemście na dōjō Ittō-ryū, którego członkowie zabili jej rodziców. Omówiono to bardzo zgrabnie, ale gorzej wypadli pomniejsi antagoniści (w liczbie trzech), zaprezentowani w dwóch pierwszych odcinkach. Pierwszy, czyli Kuroi Sabato, wypadł całkiem urokliwie. Zrobiono z niego tak patologicznego psychopatę, że zakrawało to na pastisz, ale shock value został osiągnięty, więc nie narzekam. Niestety dwóch kolejnych pojawia się jeden za drugim i bardzo szybko nabiera się wrażenia, że antagoniści stoją sobie grzecznie w kolejce, aby każdy opowiedział swoją historię po czym został ubity przez Manjiego (wszystko to bez nadmiaru animacji rzecz jasna). Zobaczymy, co dalej z tą serią, ale na razie czuję się tylko częściowo zadowolony.

Comments on: "Mugen no Juunin: Immortal – odcinki 1-2" (3)

  1. Makie to kobieta, w zajawce chyba chodziło o Kuroi Sabato :)

Leave a comment for: "Mugen no Juunin: Immortal – odcinki 1-2"