Watashi, Nouryoku wa Heikinchi de tte Itta yo ne! – odcinek 2

No kawaii, kawaii są te podrygi przecież…

Twarzą w twarze z nowymi współspaczkami, Mile musi stawić czoła rytuałowi jikoshoukai, w jej wyobraźni bliskiemu procesowi sądowemu i torturom, bo dziewczyny głupie nie są i widzą, że coś ściemnia, zwłaszcza twierdząc, że jest zupełnie początkująca w magiczne klocki. Ale jakoś się wywija, bo dzwonek wzywa na pierwsze zajęcia, które są testem zdolności i umiejętności, zarówno fizycznych, jak i magicznych. Mimo starań, by wypaść przeciętnie, Mile udaje się wyróżnić pokonaniem doświadczonego łowcę (zirytował ją komentarzem o płaskiej desce) i skopiowaniem jakby nigdy nic autorskiego zaklęcia Reiny. Natomiast ciekawość Pauline zwiększa wybitnie widok Mile, która w lesie przeprowadza chyba coś w rodzaju autoterapii (afirmacji?) w obliczu własnoręcznie zrobionego nendroida. Nic dziwnego, że dziewczyny znów próbują ją przemaglować, tym razem przy herbatce, nie pozwalając sobie wciskać rozmaitych bredni, w tym dyżurnej o rodzinnej sekretnej technice, ale znów w końcu dają jej spokój. No bo przecież z czego byśmy się śmiali za tydzień…

Nazajutrz opiekun grupy (to jest kurs przyspieszony, który w pół roku ma z uczniów zrobić łowców w randze D, a nawet C) wyznacza zadania, które wymagają dobrania się w drużyny. Nasza czwórka ma upolować dziesięć królików-jednorożców, co proste nie jest. Mile oczywiście zrobiłaby to pewnie pstryknięciem palców, ale uporczywie nie chcąc się wyróżniać, postanawia zamiast tego podciągnąć koleżanki. Reinę i Pauline uczy zaklęcia wodnego, które zwiększa szybkość i precyzję ich ataków, ale w przypadku Mavis trening przypomina raczej szkolenie ninja albo wiedźminki… Króliki nie mają szans. Jak się okazuje, skalne golemy, odpowiednie dla łowców o trzy rangi wyżej, też nie, a nasza urocza drużyna jako jedyna zdaje szkolny test i jednocześnie nawiązuje pierwszą nić przyjaźni.

No cóż, nie jestem pewna, czy ubijanie magicznych stworzeń oznacza robienie uroczych rzeczy, ale dziewczyny z pewnością są urocze, przynajmniej z wyglądu i ubioru. Do tego dwie są sprytne, w tym jedna wbrew pozorom merkantylnie wyrachowana, a druga trochę tsundere, trzecia jest prostoduszna, a czwarta jest pechowym głuptaskiem, z uporem godnym lepszej sprawy próbującym ukryć to, czego się ukryć nie da. Co wraz z esdeczkami, typowymi przerysowanymi animkowymi reakcjami i nawiązaniami do innych serii (większości nie łapię, ale widzę, że są) lub gatunków ma być oczywiście zabawne. No, dla mnie nie jest, ale nie twierdzę, że nikomu się na pewno nie spodoba… zwłaszcza że jest też całkiem ładnie narysowane i nieźle zanimowane, a często to wystarczy, żeby się dobrze bawić przed ekranem.

Aha, opening w wykonaniu czterech aktorek straszy akustycznie i wizualnie, ending ciut mniej, ale tylko ciut.

Leave a comment for: "Watashi, Nouryoku wa Heikinchi de tte Itta yo ne! – odcinek 2"