Watashi, Nouryoku wa Heikinchi de tte Itta yo ne! – odcinek 3

Mile popełnia zasadniczy błąd – pewnej nocy, gdy dziewczyny nie mogą spać, opowiada im baśnie i legendy japońskie, a potem najwyraźniej kilka jakichś wiekopomnych dzieł M&A. W efekcie trójka jej koleżanek zapada błyskawicznie na odmianę otakizmu (ewentualnie folie à deux)… po czym mija sześć miesięcy i czas kończyć kurs. (Tak, wiemy, że to dość nagłe, i przepraszamy, mówi Nano-kun). Kurs kończy się zwyczajowo walką na niby reprezentacyjnej drużyny uczniów z łowcami klasy B, ale tym razem ktoś – szlachcic z dużymi wpływami – podbił stawkę: przegrana kursantów, dotąd oczywista i bez żadnych konsekwencji (to po cholerę robić z tego taką celebrę?) spowoduje zamknięcie szkoły, dlatego nauczyciel i dyrektor w jednej (i jedynej) osobie prosi wybitne panienki o walkę na całego. A Mile odkrywa w kuluarach ichniego koloseum, że za tym szantażem stoi znana nam z pierwszego odcinka zboczona porywaczka – jako arystokratka uszła wymiarowi sprawiedliwości, razem zresztą ze swoimi pomagierami.

Kobieta zafascynowana Mile zmienia warunek – jeśli dziewczyny przegrają, szkoła ocaleje, ale różowowłosa dołączy do jej wymarzonego małoletniego haremiku. Mile w obawie o przyjaciółki – klasa B przerasta je o lata świetlne – planuje się poświęcić, ale wszystkie trzy po kolei stawiają czoło przeciwnikom w taki sposób, z taką mocą i umiejętnościami, że ostatni z nich oddaje zwycięstwo walkowerem i zmiata, aż się kurzy. Na co na arenę wkracza sama prowodyrka, ponoć niegdyś klasy A, ale znów popełnia błąd, komentując płaskość Mile… Kończy się to, rzecz jasna, wybuchem i fajerwerkami. Oraz ogłoszeniem światu powstania nowej drużyny jeden-za-wszystkich-wszyscy-za-jednego, złożonej z naszej czwórki, która dokonuje tego w myśl najlepszych tradycji gatunku… mahou shoujo, a jakże.


A na koniec Pauline, która ma mroczną stronę osobowości, sprzedaje dzikim tłumom fanów nendroidy na obraz i podobieństwo swoje i reszty koleżanek, co raczej nie wróży dobrze planom Mile nierzucania się w oczy i znalezienia normalnego, „przeciętnego” szczęścia.

Cóż. Obawiam się, że nie potrafię być obiektywna, ponieważ ten rodzaj rozrywki zwyczajnie mnie nudzi, stąd punktowanie tak plusów, jak i minusów serii stanowi dla mnie niejaką trudność. Niewątpliwym plusem są projekty głównych bohaterek (i tylko ich, ale i tła dają radę, przynajmniej we wnętrzach), miłe dla oka w klasyczny kawaii sposób. W ogóle wszystko jest klasyczne – charaktery, humor (esdeczki, aluzje do M&A, mruganie do widza), zwroty akcji (jakie zwroty…), sama fabułka… No i teraz to tylko kwestia gustu czy też podejścia – dla jednych to będzie minus, dla drugich właśnie plus, i nie podejmuję się zgadywać, których będzie więcej. Ja się z serią rozstaję bez żalu i przykrości, a fanom słodkich magicznych poszukiwaczek przygód i dobrych uczynków życzę udanej zabawy.

Leave a comment for: "Watashi, Nouryoku wa Heikinchi de tte Itta yo ne! – odcinek 3"