Dorohedoro – odcinek 3

Ufff… po bajzlu, jakim był odcinek drugi, znowu jest dobrze. Kiedy twórcy koncentrują się na jednej historii, wychodzi im zdecydowanie lepiej. Zamiast chaosu wątków, akcja tym razem kręci się wokół „nocy żywych trupów”, w którą pakują się główni bohaterowie. Jak co roku wysokie stężenie magii sprawia, że jej ofiary wstają z martwych i przez jedną noc włóczą się po Dziurze, pragnąc (czego by innego!) mózgów.

Szkoda, że już na wstępie musiałem się zirytować, bo wszystkie powyższe informacje zostały wprost podane przez narratora na początku odcinka. Scenariusz i reżyseria… nie są tu zbyt mądre, niestety. Okazja, żeby te same informacje przemycić w naturalnej formie, pojawia się dosłownie trzy minuty później! Do Dziury wkraczają Shin, Noi i Fujita, a jako że ten ostatni nie ma najmniejszego pojęcia, co się dzieje, aż by się prosiło, aby to Shin (który z Dziury pochodzi) przekazał te informacje. Co jak co, ale ekranizacja Dorohedoro prosiłaby się o więcej kreatywności.

Nie jest tak, że nie ma jej wcale. Inwazja umarlaków nie jest traktowana specjalnie serio (raczej jako okazja do gore i żartów), i co miłe, znalazło się miejsce dla kilku pomysłowych wizualnych nawiązań. Symulowanie ujęć z ręki nagranych kiepską kamerą, klimatyczne plansze rodem z horrorów z lat siedemdziesiątych, sporo ujęć wyjętych z tego gatunku – wszystko to przyjemnie ożywia seans, jednocześnie dając chwilę satysfakcji, kiedy się skojarzy aluzję.

O ile umarlaki to raczej tło, tak właściwa fabuła, tzn. konflikt między rodziną Ena a Nikaido i Kaimanem (oraz przeszłość tego ostatniego) wciąga całkiem, całkiem. Jest sporo akcji, sporo dialogów na luzie, a zarazem przemyca się całkiem sporo informacji. Pod tym względem odcinek spisuje się najlepiej z dotychczasowych, gdyby nie nieszczęsny narrator, mógłbym nawet powiedzieć, że jest naprawdę dobrze.

Z drugiej strony należy się najwyraźniej pogodzić, że postacie będą w tej serii paradowały sztywno jak kukły (mimika też leży). To w sumie ciekawe – walki zanimować dobrze, a normalnego ruchu nie… widać zapewne, w czym specjalizowali się animatorzy. Po staremu częściowo wyrównują to wspaniałe tła, ktoś w studiu Mappa wyraźnie jest też fanem motoryzacji: po raz pierwszy pojawia się mechaniczna latająca miotła; w mandze te urządzenia są detalem na boku, a tutaj jakiś animator z ogromnym pietyzmem zmajstrował trójwymiarowy model, po czym poświęcono temu obiektowi całą scenę. Urocze!

Poza tym jak odcinek temu zaczął mnie irytować seiyuu Kaimana, tak teraz dołączyła do niego seiyuu Nikaido. Ta postać to kobieta-drwal, a za każdym razem kiedy ją słyszę, mam przed oczami dwudziestoletnią drobną Japonkę. Sprawdziłem, i, bez zaskoczenia, z dokładnie taką aktorką mamy do czynienia.

Ostatecznie wygląda na to, że manga jest sporo lepsza. Zerkałem na odpowiednie fragmenty akcji i tu i tu, z czego wnioski są niestety jasne. Serial oddaje trochę od siebie (tła, tripową muzykę, trochę eksperymentów w animacji), ale więcej zabiera (brudną kreskę, pomysłowość w kadrowaniu, ekspresyjność postaci). Jeżeli kogoś ciekawi świat i postacie, polecam zmienić medium. Preferujący animację pewnie się nie wynudzą, ale studio Mappa ma większe możliwości.

Leave a comment for: "Dorohedoro – odcinek 3"