ID: Invaded – odcinek 3

Agencyjna świeżynka powoli wraca do zdrowia po bliskim spotkaniu z Wiertłem, a tymczasem Sakaido nurkuje w podświadomości innego seryjnego mordercy, którego znakiem rozpoznawczym są fajerwerki towarzyszące kolejnym eksplozjom pochłaniającym coraz więcej ofiar.

Tak wygląda zawiązanie akcji omawianego odcinka, który powiela wprowadzony poprzednio schemat: zabójstwo – szukanie cząsteczek – analiza podświadomości – schwytanie złoczyńcy (tak, znowu wszystko zostaje podane widzowi na tacy). Swoją szosą, system wydaje się tak doskonały, że chyba coś takiego jak proces sądowy w przedstawionej rzeczywistości już nie istnieje, bo pan od bomb z marszu trafia na blok zamknięty i mieszka po sąsiedzku z Wiertłem i głównym bohaterem. Chyba że cała akcja związana z udowodnieniem winy rozgrywa się poza kadrem, ale jakoś nie sądzę, bo agenci co rusz chwalą niezwykłość systemu, zaznaczając przy tym, że nikt tak naprawdę nie wie, jak on działa… Że jak? Dobrze by było, gdyby chociaż JEDNA osoba z zespołu wiedziała, co robić w razie awarii. Bo chyba nikt nie wierzy, że toto jest nieomylne i nie ma prawa się zepsuć, prawda?… Taa, a wieloryby są różowe i latają.

Szczerze pisząc, to był umiarkowanie nużący seans, bo po poprzednich dwóch odcinkach człowiek dokładnie wie, z czym to się je, i nic go nie zaskoczy. Sam morderca tygodnia ze swoją pretensjonalną filozofią okazuje się zupełnie bezbarwną postacią. Podobnie jak cała reszta „studziennych” agentów. Wyjątkiem od tej reguły może, choć nie musi, okazać się główny bohater, któremu opisane na samym początku odcinka w bardzo drastycznych szczegółach morderstwo córki musiało bardzo, że tak powiem, zryć psychikę. Pan ma nie tylko skłonności autodestrukcyjne, ale również efektownie manipuluje ludźmi. A przynajmniej za takiego uchodzi. Tu również nasuwa się pytanie, jakim cudem w ogóle takie zachowanie jest dopuszczalne, a więźniów nikt nie monitoruje… Oj, jakaś komisja kontrolna powinna przetrzepać tę agencję od góry do dołu, bo działa ona bardzo nieprofesjonalnie.

Cóż mogę napisać na koniec? Trochę się zawiodłam na tym epizodzie, bo myślałam, że będzie równie fazowy, jak sam początek, a zamiast tego dostałam świetny lek usypiający. Trochę szkoda, bo liczyłam na chałę sezonu… Porzucając jednak szyderczy ton: jeśli ktoś obejrzał pierwsze dwa odcinki i mu się naprawdę spodobało, to pewnie również ciąg dalszy go zadowoli. To jedno z tych anime, w których trzeba w pełni zaakceptować założenia świata przedstawionego i wszelkie rewelacje, jakimi twórcy częstują widza (choć tutaj raczej powinno się mówić o wciskaniu ich na siłę do gardła…). Jeśli natomiast, podobnie jak zajawkująca, zaczęło się seans z zamiarem obejrzenia kolejnego dziwadła, to niestety nic tu się ostatecznie nie znajdzie, ponieważ cała absurdalność serii bardzo szybko powszednieje i zostaje tylko połączenie nudy i pretensjonalności.

Jak Sakaido za każdym razem nie jest w stanie uratować Kaeru, tak podejrzewam, że samej serii nic nie pomoże…

Leave a comment for: "ID: Invaded – odcinek 3"