Koisuru Asteroid – odcinek 3

Trzeci odcinek Asteroidów wywołuje słodko-gorzkie uczucia. Jego wartość rozrywkowa waha się od stanów bardzo niskich do nawet dobrych. Okruchy życia miejscami stają się zwyczajnie nudne, jeśli nie lubi się postaci, szczególnie że grafika niestety nie zachwyca i nie ma na czym zawiesić oka. Z odcinka na odcinek spada jakość rysunku a tła wyglądają na robione na szybko. Jak by tego było mało, gagów jest mniej i ustępują one miejsca bezsensownym dialogom. Gwoźdź do trumny stanowią podteksty yuri, których z kolei jest coraz więcej. Problem polega na tym, iż seria udaje, że to tylko żarty, a jednocześnie, paradoksalnie, próbuje się na tym utrzymać. Czarno to widzę.

Odcinek zaczyna się od wspólnej nauki Ao i Miry, w której biernie uczestniczy też Suzu. Dziewczyny siedzą w domu Miry, a Suzu przeszkadza im w pracy, rozpoczynając rozmowę, która chyba ma mieć wartość rozrywkową, ale według  jest głównie fanserwisem. Tutaj pojawia się pierwszy problem, czyli źle wykorzystana umowność. Suzu opowiada Ao o mangach Miry – uważa, że główna postać stworzonego przez Mirę romansu wygląda właśnie jak Ao. Trudno jednak wywnioskować z tego coś sensownego. Nie wiadomo, czy postać została umieszczona w mandze po tym, jak Mira poznała prawdziwą płeć Ao (chociaż w komiksie ta postać jest chłopcem) ani jak dawno powstała ta historia. Te niedomówienia mają pozostawiać decyzję wyobraźni fanów i zapewne chodziło o to, żeby wszyscy byli zadowoleni. W rzeczywistości fani yuri nie mogą stwierdzić, że Ao i Mira są parą, natomiast osoby nielubiące takich motywów nie będą pewne, czy warto oglądać, bo w każdej chwili może wyskoczyć jakiś podtekst.

Okruchy życia stały się mniej kreatywne i do tego irytujące. Suzu lata po ekranie jak natrętna mucha i jest żywym fanserwisem dla fanów yuri. Intensywnie stara się swatać Ao z Mirą, bezustannie zachwyca się Inose, a jej wgapianie się w siostrę Miry – Misę, a także reakcja Ao, to już dla mnie przesada.

Plusem jest to, że bohaterki zmieniają stroje, co dodaje fabule szczyptę realności. Są do tego ładne i umilają oglądanie. Kolejnym plusem są przerysowane reakcje które pasują do całości.

Mira daje swojej siostrze „uśmiechnięty” kamień z poprzedniego odcinka, zaś Misa robi coś, czego byśmy się nie spodziewali… Buduje mu ołtarzyk. Głupie to, ale uśmiechnęłam się, więc gag się udał. Następnym punktem jest wizyta w piekarni rodziny Suzu, w której dwie główne bohaterki zgodziły się tymczasowo pracować. Nie jest to zaskoczeniem, ponieważ pojawiło się już w openingu, ale to miły wątek, a dziewczyny w strojach pokojówek są naprawdę urocze. Następnie zostaje przedstawiona Megu – młodsza siostra Suzu. Nie wygląda na szczęście na chodzący fanserwis, chociaż może się to zmienić.

Jedzenie w seriach studia Doga Kobo naprawdę sprawia, że cieknie mi ślinka. Trudno jednak przebić pod tym względem Shokugeki no Souma. Ciastka są narysowane oszczędnie, ale wygląda smacznie, a cynamonki w kształcie heksagonów to ciekawy pomysł.

Końcówkę odcinka zajmuje historia Inose i śledztwo Kanohaty oraz Manaki. Nikt z nas by się nie spodziewał – w obydwu wątkach znajdziemy podteksty yuri. W historii Inose Mikage zostaje przedstawiona jak bishounen ze starych mangowych romansów, ale na szczęście niewiele z tego wynika. Gorzej jest w przypadku głównych bohaterek. Mira mówi o słowach Ao, że to coś, co ludzie powiedzieliby na randce, zaś Ao czerwieni się, gdy przyjaciółka dotyka jej ręki.

Ich śledztwo ma ustalić, czemu Suzu spotyka się z Inose, ale dziewczętom oczywiście tylko jedno w głowie. Wątki ładnie się łączą, za co należy się plus dla reżysera. Okazuje się, że Inose dołączyła do klubu z miłości do map, którą odkryła, gdy dostała ręcznie rysowany egzemplarz od kumpla z dzieciństwa, zaś z Suzu spotkała się, by odnaleźć miejsca pokazane na mapie – Ao i Mira źle zrozumiały sytuację.

Na zakończenie Suzu, Inose, Mira i Ao spotykają się w kawiarence, której maskotką jest panda mała. To miły szczegół podobnie jak rysunek przedstawiający jedną dziewczyny z obsady w stroju świnki morskiej. Inose postanawia, że narysuje dla Miry, Suzu i Ao mapę, by podzielić się z nimi pasją odkrywcy. Następnie, po szkole dziewczyny, szukają zaznaczonych na mapie miejsc. Wiąże się z tym średnio udana, ale znośna komedia. Bohaterki znajdują w końcu skarb, którym jest… wspólne zdjęcie. Trochę oklepane rozwiązanie. Suzu uznaje jednak, że Inose jest wyjątkowo słodka, i czerwieni się. Nie muszę chyba rozwijać tematu.

Końcowe minuty to zapowiedź następnego odcinka. Prezeska klubu astronomicznego rozmawia z Endou o przyszłej wycieczce klubu nauk o ziemi, zaś Mira wtrąca się, mówiąc, że klubowe zajęcia staną się niedługo bardziej interesujące. Boję się, co reżyser wymyślił.

Seria mogłaby być słodką komedią, gdyby postacie były przyjemniejsze, a fanserwisu mniej. Bohaterek prawie nie poznajemy, możemy tylko obserwować rodzące się między nimi sztuczne związki. Graficznie seria nie wypada najgorzej, ale tła są zrobione niedbale, a kolorystyka po pewnym czasie męczy. Dialogi uderzają prostotą, zaś na domiar złego gagi przestały być śmieszne i oscylują teraz wyłącznie wokół yuri. Robię przerwę od tej serii, bo liczyłam na fajną historię grzejącą serce, a dostałam głównie mrugnięcia do męskich fanów oraz postaci o charakterze prostszym niż budowa cepa. Fanserwis jest zrealizowany źle i nikogo chyba nie będzie satysfakcjonować. Poprawnie wypada tylko praca seiyuu i kadry pokazujące jedzenie. Muszę odpocząć od tej serii, ponieważ bohaterki mnie znudziły, a także, niestety, zmęczyły. Wstrzymuję oglądanie na miesiąc i wystawiam ocenę 6, za dobry początek.

Leave a comment for: "Koisuru Asteroid – odcinek 3"