Majutsushi Orphen Hagure Tabi – odcinek 3

Trzeci odcinek zostawił mnie cokolwiek zbitą z tropu, bo różnych rzeczy się spodziewałam, ale nie tak szybkiego rozwiązania wątku Azalie (może chwilowego?). W dodatku samo rozwiązanie też wydało mi się zaskakujące i raczej nie do przewidzenia… Pytanie, czy to dobrze, czy jednak twórcy przekombinowali.

Pierwsza połowa owszem, zgodnie z przewidywaniem: komando czarodziejów w ponurym milczeniu podąża na magiczny azymut przez las, Orphen w którymś momencie się odłącza, by wołać przyjaciółkę na puszczy, po czym pojawia się smok i zaczyna robić to, w czym smoki są najlepsze, czyli podpalać okolicę. Z czarodziejami włącznie, znaczy trup się ściele.

Nie bardzo znajdując wyjście z sytuacji – przekonywanie potwory, że to on, jej młodszy przybrany brat, nie zdało egzaminu, podobnie jak ofensywna magia – Orphen porywa magiczny miecz (całkiem dogodnie wbity w ziemię) i z nim zwiewa, licząc, chyba słusznie, że Azalie sobie poradzi z atakującymi, a Childman nie będzie mógł jej dalej ścigać. Pełną emocji potyczkę słowno-magiczną naszego czarodzieja z Hartią, kolegą z dzieciństwa, kończy wparowanie na scenę trójki przerywników komediowych, które z jednej strony spełniły swoją rolę, czyli rozładowały narosłe napięcie, z drugiej były jednak trochę za bardzo komediowe i wciśnięte na siłę.

Orphen przekonany argumentacją Hartii i w szlachetnym zamiarze niedopuszczenia do dalszych śmierci wraca na pole bitwy, zasłane już jednak spopielonymi zwłokami czarodziejów. Stoi tylko Childman, nie od parady uznawany za dorównującego najpotężniejszym magom, ale wygląda na to, że przyda mu się pomoc. A może jednak nie…? Ostatecznie mistrz eliminuje byłego ucznia z gry i dopina swego, przynajmniej tak się wydaje. Ale to jeszcze nie koniec odcinka…

Muszę przyznać, że intryguje mnie, co będzie dalej, i zupełnie nie wiem, czego się spodziewać. Jeśli ktoś stosuje metodę trzech odcinków, w tym przypadku chyba będzie musiał sięgnąć po czwarty. Jedyne, czego jestem pewna, to problemów z grafiką – jeśli animatorzy nie są w stanie przez dwadzieścia minut utrzymać bez zmian nawet twarzy głównego bohatera, to źle wróży na przyszłość. Czy taka trawa – raz jak żywa, raz jak wyciśnięta z tubki. Za to naprawdę podobają mi się efekty zaklęć, nie tylko świetlne, bo dają one też pole do zaskakująco ciekawych rozwiązań. Byłam pod wrażeniem ich prostoty i jednocześnie efektowności. Poza tym dużym plusem jest dla mnie znakomicie dopasowana muzyka. Mam natomiast nadzieję, że „elementy komediowe” w postaci krasnoludów i dwójki blond dzieciaków będą stosowane z większym wyczuciem, bo poważniejszy klimat serii by mi odpowiadał, ale możliwe, że teraz go zmienimy. Naprawdę nie wiem, czego się spodziewać za tydzień – w sumie to chyba brzmi zachęcająco?

Leave a comment for: "Majutsushi Orphen Hagure Tabi – odcinek 3"