Murenase! Seton Gakuen – odcinek 1

Czemu w świecie tej serii antropomorficzne zwierzęta stanowią tak znaczący (żeby nie powiedzieć – przytłaczający) procent populacji? Czemu jakimś dziwnym zrządzeniem losu samice to panienki z gustownymi atrybutami w postaci uszek, ogonków i tak dalej, zaś samce to spionizowane zwierzaki wbite w garnitury i szkolne mundurki? Czemu odnoszę (niesłuszne ze względu na genezę serii, ale nasuwające się) wrażenie, że ktoś obejrzał Beastars, napchał się po dziurki w nosie substancjami zasadniczo zakazanymi, i pod ich wpływem wymyślił tę komedię? W sumie odpowiedź na wszystkie te pytania nie ma najmniejszego znaczenia…

Znaczenie ma to, że do liceum Seton uczęszcza obecnie zaledwie dwójka przedstawicieli gatunku Homo sapiens, czyli protagonista tej historii, Jin Mazama, oraz urocza Hitomi Hino. Warto też dodać, że Jin (z powodu traumy z dzieciństwa) zwierząt zasadniczo nie cierpi, ma za to dość zdrowego rozsądku, by w związku z tym nabyć szeroką wiedzę o tym, jak się zachowywać w kontaktach z nimi, żeby uniknąć kłopotów. Gorzej, jeśli kłopoty mają postać różowej (dlaczego?!) wilczycy Ranki, która upiera się, by uczynić Jina członkiem swojej watahy. Albo, jeśli to niemożliwe, dołączyć do czyjegokolwiek stada. Jej desperackie podchody sprawiają, że Jin – chcąc nie chcąc – staje w jej obronie, no i ostatecznie, jak łatwo z wszelkich materiałów promocyjnych wywnioskować, ulega jej namowom.

Mam mieszane uczucia – seria ma trochę fajnych elementów, ale też trochę takich, które nie budzą mojego entuzjazmu. Humor lata szybko, acz niezbyt wysoko; to pół biedy, gorzej, że to jedna z tych komedii, która nawet chwile słabości swoich bohaterów czyni obiektem żartów, a za tym akurat nie przepadam. Plus należy się za to, że uczłowieczone czy nie, zwierzo-panienki zachowują większość (po części raczej stereotypowych) cech gatunków, do których przynależą, co oznacza, że jako „harem” (celowo biorę to słowo w cudzysłów) seria będzie raczej niezbyt typowym ujęciem tematu. Nie do końca podobało mi się prowadzenie fabuły w odcinku, jakieś takie nierówne i zbyt pokawałkowane na poszczególne scenki. Mam nadzieję, że to tylko wada zawiązania akcji i jedno z dwojga, albo następne odcinki będą bardziej płynne pod tym względem, albo przeciwnie, lepiej zaznaczą modułowość swojej budowy.

Zdecydowanie oszczędna jest natomiast oprawa techniczna, opierająca się na powtarzalnych tłach i ujęciach oraz postaciach przesuwających się na tle nieruchomych dekoracji. Animacja nie zachwyca i ogólnie anime wygląda bardziej jak jedna z tanich krótkometrażówek niż pełnoprawna seria. Zastrzegam, że nie jest to wada dyskwalifikująca, chociaż mam wrażenie, że akurat odrobina staranności by się tutaj bardzo przydała i podniosłaby ogólne walory. Jestem ciekawa następnych odcinków, jednak na tym etapie polecałabym to raczej ostrożnie. Może się spodobać, ale nie zdziwię się, gdyby część widzów odrzuciło.

Zawsze też można obejrzeć dla nauczyciela-tyranozaura…

Leave a comment for: "Murenase! Seton Gakuen – odcinek 1"