Runway de Waratte – odcinek 2

No dobrze, mam, co chciałam, czyli brutalne zderzenie dzieciaków z rzeczywistością, nawet więcej niż raz. Jest dramatycznie i gambarycznie. Po pierwsze, Chiyuki oszukała ojca, że Tsumura jest studentem branżowej szkoły – kiedy prawda wychodzi na jaw, dyrektor odwołuje ofertę, a córkę zawiesza (zakładam, że w zajęciach związanych z modelingiem). Tsumura jakoś to przełyka, bo twierdzi, że tak naprawdę cieszy go tworzenie ubrań, które cieszą ludzi, ale Chiyuki nie potrafi się poddać i jeszcze raz go motywuje, a raczej denerwuje tak, że chłopak znów udaje się na rozmowę z jej ojcem, prosić o przyjęcie. W efekcie zostaje polecony projektantowi, który właśnie opuścił Mille neige, by stać się niezależnym.

Hajime Yanagida osobowość ma paskudną, już w progu poddaje Tsumurę niezapowiedzianemu testowi, który ten oblewa (chodziło o obustronnie kryty szew). Ale wspomnienie determinacji Chiyuki dodaje mu sił, naprawia swój błąd, ponownie odwołuje się do gambaryzmu i swego wielkiego pragnienia zostania projektantem, co chyba porusza jakąś strunę w Hajime, więc bierze chłopaka. A jutro zaczyna się tydzień mody w Tokio, na którym mężczyzna ma zamiar udowodnić, że jest „marką przyszłości”…

Rzecz jasna, cokolwiek mogłoby pójść źle, idzie. Najpierw odpada mu jeden asystent – zajechał go po prostu, a zamiast niego za przynieś-podaj robi nasz licealista z aspiracjami – potem modelka. A tu czterdzieści sukni do pokazania! Prośba do znajomej agencji skutkuje przysłaniem córki szefa… nie dość, że niedoświadczonej, to jeszcze o 20 cm za niskiej! Naprawdę, co ten Fujito-san sobie myśli!? (Faktycznie, co? Za Świętego Mikołaja tu robi i tyle). No ale nie ma rady…

Sukienkę trzeba dopasować, przynajmniej na długość, bo resztę wymiarów Chiyuki ma jak należy, a tymczasem druga asystentka Hajime mdleje z wyczerpania (zajechał, mówiłam). Wychodzi na to, że on sam jest od projektowania, a z igłą nie bardzo – serio? – więc ostatnią szansą na uratowanie pokazu i przyszłości projektanta jest Tsumura. Zbierający się jeszcze po ujrzeniu Chiyuki i innych modelek półnago, bo podczas pokazu nikt się przecież bielizną nie przejmuje, ale zbierający się szybko i zdeterminowany podobnie jak dziewczyna. Czy mu się uda, zobaczymy za tydzień.

No dobra. Chciałam, co mam, ale nie chciałam aż tak – niby zrobiło się bardziej realistycznie, ale wcale nie, bo za dużo problemów i przeszkód, które są logiczne i prawdopodobne, a nawet oczywiste, pokonuje tu ślepy upór dzieciaków (nie wyjdę, dopóki mnie nie zatrudnisz!), któremu ulegają dorośli, oraz ich zacięte ganbare. A w dodatku ich wybuchy emocji, też przecież naturalne, nie do końca mnie przekonują, jakby były lekko przerysowane, stąd męczące. Czy raczej: po takich wybuchach sytuacja powinna inaczej wyglądać, a tymczasem wszystko się jednak układa tak, żeby nasza parka trafiła tam, gdzie powinna. Myślenie życzeniowe w przekładzie na scenariusz anime.

Wizualnie jest przyzwoicie, choć bez szaleństw, twarze postaci są miłe (Chiyuki nie jest klasyczną animkową pięknością i to mi się podoba), a ich sylwetki zachowują się w ruchu jak należy, choć w większej odległości potrafią się lekko zdeformować. Tła są czasami pustawe, chociaż komputery ładnie robią szczegóły na bliższym planie, i szczerze mówiąc, żaden z prezentowanych dotychczas strojów mnie nie porwał. Okazjonalne esdeczki dodają trochę humoru do stonowanego pod tym względem klimatu i dobrze rozładowują napięcie, kiedy jest za duże. W sumie, ogląda się to bez przykrości, ale jednak nie ma tak dobrze, żeby nie było na co ponarzekać.

Leave a comment for: "Runway de Waratte – odcinek 2"