Listeners – odcinek 3

Echo i Mu zostają uratowani przed trzema siostrami przez Bilin Valentine, playerkę, która swego czasu służyła jako rycerz u boku swojego księcia, Kevina. Po nieudanej próbie zniszczenia Miminashi, która miała miejsce wiele lat wcześniej, oboje mieszkają w czymś w rodzaju latającego zamku, gdzie przyjmują protagonistów. Jak się okazuje, Mu ma jakiś związek z playerem Jimim Stonefreem, przez którego nie udało się niegdyś poskromić potworów. Echo wraz z dziewczyną wyrusza na poszukiwanie wskazówek na jego temat.

Wow, nareszcie udało się twórcom ustalić o czym w ogóle ta seria ma być, szkoda, że dopiero pod koniec trzeciego odcinka. Zaskakuje mnie, jak źle to wszystko zostało rozpisane, szczególnie że za koncept i scenariusz odpowiada Dai Satou, a więc nie byle kto. Dużo w trzecim odcinku wzniosłych słów, które chyba miały łapać za serce, ale reżyseria momentów, w których padają, jest tak fatalna, że zdania wymawiane przez bohaterów, choć niewątpliwie niosą jakąś wartość, nie wybrzmiewają ani trochę, a emocji tu tyle co na grzybobraniu.

A poza tym? No oglądanie boli, po prostu. Nie dlatego, że jest to najzwyczajniej w świecie słabe, ale dlatego, że naprawdę drzemał w tym jakiś potencjał. Świat mógłby być ciekawy, gdyby twórcy choć przez chwilę próbowali nam go przedstawić – niestety skupiają się na historiach, tak jak tutaj Bilin i Kevina, którymi widz nie ma prawa się przejąć, bo nie ma potrzebnej do tego wiedzy. I nie, krótka opowieść Bilin i jeszcze krótsza scena retrospekcji nie wystarczy, bym mógł jakkolwiek wczuć się w to, co dzieje się na ekranie, nie w tym przypadku.

Boli również patrzenie na grafikę, bo wszystko jest tu robione po linii najmniejszego oporu, aby się tylko nadawało do puszczenia w telewizji i tyle. Kadry to totalna nuda, a postaci, choć rysowane raczej poprawnie, nie poruszają się praktycznie w ogóle, do tego przedstawiane są z reguły dokładnie z tej samej perspektywy, dokładnie w tych samych pozach. Jeśli podobnie jak mnie, bardzo podobają się wam oryginalne projekty pomodorosy, to na szczęście latem startuje Deca-Dence w reżyserii Yuzuru Tachikawy, które powinno wyglądać o niebo lepiej. Jeśli z kolei z jakiegoś powodu pragniecie dobrze wyglądających walk robotów w CGI, to w najbliższym czasie powinien wam ich dostarczyć Trigger i Akira Amemiya wraz z nadchodzącym Dynazenonem.

Nie oglądajcie tego, nie warto. Autentycznie jedyną dobrą rzeczą tutaj jest opening, co nie powinno dziwić, wszak jest to seria o muzyce. Zaraz… o muzyce? To chyba i jej tutaj gdzieś zabrakło…

Leave a comment for: "Listeners – odcinek 3"