Nami yo Kiite Kure – odcinek 2

Drugi odcinek Nami yo Kiite Kure jest nieco spokojniejszy od poprzedniego, ale oczywiście Minare nadal gra pierwsze skrzypce. Przy okazji zwracam honor – zaraz po wyjściu ze studia kobieta stwierdza, że teraz została już tylko kwestia pozwu sądowego. Niestety, Matou okazuje się sprytniejszy i pokazuje Minare oświadczenie, które podpisała, zwalniające go z odpowiedzialności za upublicznienie jej pijackiego monologu. Kodzie nie pozostaje nic innego, jak powrót do restauracji i błaganie szefa, żeby jej nie zwalniał, a powodów trochę ma. W międzyczasie poznajemy plany Matou względem bohaterki – otóż dyrektor stacji widzi w niej potencjał i jest gotów zaryzykować, by sprawdzić, czy ma rację. Zresztą wszystko wskazuje na to, że może mieć rację, ponieważ odzew na nietypową audycję jest spory i co ważne, pozytywny. Sama Minare jest zaskoczona, jak wielu osobom podobał się jej nieplanowany występ i jak wiele z nich skojarzyło głos ze zwyczajną pracowniczką restauracji. Jeszcze bardziej dziwi ją propozycja Matou, by dołączyła na próbę do zespołu…

Jak pisałam na początku, tempo wyraźnie zwolniło, ale Minare pozostaje bez zmian – nieco choleryczna i ekstrawertyczna, a przy tym całkiem urocza. Powolutku poznajemy także pozostałych bohaterów, począwszy od szefa radiostacji, po resztę radiowej ekipy. Inna sprawa, że na razie najbardziej podoba mi się sama Koda, chociaż specyficzna, to jednak obarczona bardzo codziennymi problemami. Minare nie cierpi jedynie z powodu złamanego serca, sen z powiek spędzają jej także wizja utraty pracy i fakt, że ukochany oszukał ją na całkiem pokaźną kwotę, a rachunki same się nie zapłacą. Serio, problemy Kody nie są wzięte z sufitu, to odrobinę podkolorowana proza życia, bliska również mnie. Pod płaszczykiem szaleństwa skrywa się codzienność ze wszystkimi jej blaskami i cieniami, i to właśnie te przebitki z szarej rzeczywistości sprawiają, że seria jest dla mnie atrakcyjna i z zainteresowaniem czekam na kolejny odcinek. Przy czym zdaję sobie sprawę, że nie każdemu ta historia przypadnie do gustu – główna bohaterka jest bardzo charakterystyczna i jeżeli ktoś reaguje na nią alergicznie (a ma to tego pełne prawo), będzie się męczył podczas seansu.

Oprawa audiowizualna trzyma poziom, acz wydaje mi się, że twórcy nieco nadużywają tekstur, a dziwne cienie na gałkach ocznych nadal wydają mi się upiorne. Natomiast duży plus za aktorstwo i w ogóle dobór seiyuu. W sensie, anime o radiu powinno mieć postaci z ładnymi, przyjemnymi dla ucha głosami i nie inaczej jest w tym przypadku. Cóż, mam nadzieję, że tendencja zwyżkowa utrzyma się i kolejne odcinki okażą się równie przyjemne, co drugi.

Leave a comment for: "Nami yo Kiite Kure – odcinek 2"