Shachou, Battle no Jikan desu! – odcinek 1

Tatuś Minato, naszego bohatera, zostawia mu list, w którym mówi, że rzuca wszystko i udaje się do Wielkich Wrót. Wszystko, tzn. firmę, a raczej coś w rodzaju Gildii Poszukiwaczy Przygód. Jest to bowiem świat, takie pomieszanie współczesności z odrobiną fantasy, w którym normą jest prowadzenie firmy zajmującej się wysyłaniem poszukiwaczy do lochów, by walczyli z potworami, szukali skarbów, a przede wszystkim przynosili kryształki kirakuri służące do produkowania energii. Tatuś bohatera był prezesem Kibou Company, zatrudniającej w sumie cztery osoby, wliczając Yutori, przyjaciółkę z dzieciństwa Minato, która wpada na pomysł, żeby to własnie on zajął miejsce ojca, i poprowadził firmę ku sławie i chwale.

 

Niestety, problemem jest to, że Minato, mimo że jest bezrobotny, raczej do takiej roboty się nie garnie. Prezes bowiem ma liczne obowiązki (czego dowiaduje się z filmu szkoleniowego): musi stworzyć drużynę, kierować nią w lochach, omijać pułapki, wybierać najlepszą drogę, sprzedawać kryształki, płacić poszukiwaczom, płacić za wyposażenie itp.  Niestety, Yutori wybiera puszczanie jego słabych protestów mimo uszu i przedstawia mu resztę załogi: rodzeństwo Makoto (uzdrowiciel) i Akari (wojowniczka) oraz Guide (księgowość, biuro, mapy). Po czym całe towarzystwo zabiera słabo protestującego Minato do jego pierwszego lochu – bowiem by zostać prezesem, należy wyczyścić loch wybrany przez pracowników.

 

 

Okazuje się, że Minato ma licencję poszukiwacza, ale jest niskopoziomowy, nie łaził po lochach, a poza tym jest jak ojciec – przyjmuje zadania nie tylko przynoszące zyski, ale też od osób  w potrzebie. Po czym mamy scenę walki z większym bossem, w trakcie której Akari walczy, a reszta stoi i komentuje, do momentu, gdy Minato znajduje słaby punkt przeciwnika i wydaje rozkaz. Po czym szybciutko udaje się ostemplować zwłoki, wysłać do Agencji i pozostaje czekać tylko na kasę. A kasa się przyda, bo, jak się okazuje, firma przędzie bardzo cienko…

 

Pod względem graficznym odcinek jest ładny, ładnie narysowane postacie, ładne tła, nawet boss jest w porządku. Poza tym kadrowanie jest oszczędne – od bioder w górę, grupowo częste ujęcia od góry, no i od czasu do czasu SD-czki. Zgrzytać zaczyna w momencie, gdy dowiadujemy się, że bohater jest najwidoczniej już dawno pełnoletni (Yutori zresztą też), tak jak i pozostali (z wyjątkiem Makoto, ten ma 17 lat) – bez tej informacji, po samym wyglądzie, dałabym im najwyżej wiek licealny. Ale może się mylę, może bohater jest bezrobotny bo właśnie szkołę skończył… Bo chwilowo to mi najbardziej przeszkadza.

Samo założenie świata, tzn. pokazanie jak wygląda praca „gildii” od środka brzmi dosyć interesująco i bardzo przypomina ogarnianie gry, w momencie, gdy się ma stado NPCów i trzeba zaplanować, których się weźmie do danego zadania. Co, z racji pochodzenia pierwowzoru (strategia na smartfony) ma sens. Pytanie, w jaki sposób zostanie to poprowadzone i czy oprócz ratowania firmy i prania potworów będzie coś więcej.

Leave a comment for: "Shachou, Battle no Jikan desu! – odcinek 1"