Shironeko Project: Zero Chronicle – odcinek 1

Oj… nie miałam co prawda większych oczekiwań wobec tej serii, więc trudno powiedzieć, że się zawiodłam, ale też nie spodziewałam się, że będę cierpieć już w połowie odcinka. Koncepcja ogólna jest raczej standardowa – świat podzielony na dwie części (przypominające klepsydrę, chyba dosłownie, sądząc z ilustracji), królestwa światła i ciemności, które normalnie pozostają ze sobą w pewnej równowadze, ale obecnie rządzący Król Ciemności z sobie wiadomych powodów przestał o to dbać. Królestwa są w stanie wojny, to górne, światła, magią i mieczem odpiera ataki demonów, a ludzie żyjący na dole w ciemności padają bezsilnie ich ofiarą.

Akcja zaczyna się na dole, w wiosce zaatakowanej przez demony, które zabijają wszystkich z wyjątkiem jednego chłopaka. Został on odesłany z dziećmi, by się nimi zaopiekować, ale to mu się nie udało, pozostało mu tylko wykopać wielką zbiorową mogiłę. Przy tej czynności zastaje go stary rycerz, Skeers, ratuje od śmierci głodowej bagietką wyciągniętą z czeluści zbroi, po czym zaczyna się lekko dziwaczny slalom pytań i odpowiedzi. Wynika z niego, że Skeers był niegdyś pretendentem do tronu ciemności, ale przegrał, a w bezimiennym chłopaku z uporem kopiącym „dziurę tak głęboką, by dosięgła nieba”, dostrzegł potencjał na kolejnego kandydata. Testuje więc jego umiejętności walki mieczem, motywuje go do działania, by jako Książę Ciemności szukał światła i szczęścia dla wszystkich, przekazuje wraz z rodowym mieczem swój majątek w mieście i sługi, po czym bierze i umiera, ze starości chyba lub wyczerpania siły życiowej (mocy ciemności). Chłopak z żalu promieniuje światłem, po czym rzeczywiście udaje się do owego miasta, gdzie wskazany przez Skeersa sługa Vallus (tak z marszu spotkany w zaułku) faktycznie bardzo szybko akceptuje nowego pana.

Po drodze zawitamy jeszcze na chwilę do Królestwa Światła, rządzonego przez młodą i uskrzydloną Iris, która właśnie odparła kolejny atak demonów, wspomagana przez rycerzy i magiczki. Z rozmów między trójką rodzeństwa: rycerzem Phiousem, magiczką Sheemą i ich młodszym bratem, a następnie Sheemą i Iris, dowiadujemy się z grubsza, jak to wszystko hula. Wygląda na to, że Królowa Światła też jest wyłaniania w drodze konkursu, a po śmierci (czy może zużyciu) popada w zapomnienie/robi za kryształ mocy (tu zgaduję). Tak jakby wyjaśniają sobie rzeczy teoretycznie oczywiste dla nich, ale nic to, i tak wypada to lepiej niż rozmowa Skeersa z młodym, nasiąknięta filozofią na poziomie drugiej butelki.

Powtarzam: nie w tym rzecz, że założenia świata są głupie, bo nie odbiegają od RPG-a z niższej półki, tylko w sposobie ich przedstawienia – pospiesznym, sztucznym, bardzo niezgrabnym. Nie pomaga manichejski koncept, podany łopatologicznie, bo trudno sobie wyobrazić coś bardziej stereotypowego. Za to sposób sukcesji wypada dziwacznie. Bohaterowie na razie zachowują się jak kukiełki, wygłaszając swoje kwestie bez większych emocji, z wyjątkiem nowego Księcia, który emocje owszem, okazuje, co nie znaczy, że zyskał on moją sympatię bądź zainteresowanie. Może gdyby choć imię miał… A tak, źle mu wróżę, bo na średniowieczny moralitet mi ta bajka nie wygląda.

Graficznie – ujdzie, powiedzmy, choć mam wrażenie, że bardziej wiarygodnie wypadły te sterty błota pod pochmurnym niebem niż sterylne przestrzenie miasta światła. Ale na górze przynajmniej coś widać i efekt pryzmatu jest ładny. Na postaci da się patrzeć bez abominacji, choć moim zdaniem są zbyt dziecinne, wielkich kiksów animacji też nie wypatrzyłam, ale wypatrywałam raczej końca odcinka, to mogłam coś przegapić. W każdym razie szału absolutnie nie ma, raczej minimalizm po kosztach. Muzyka… była, opening dał się przesłuchać, ale nie zamierzam tego powtarzać. Nie byłam na nic szczególnego nastawiona, a jestem po prostu zniechęcona.

Comments on: "Shironeko Project: Zero Chronicle – odcinek 1" (1)

  1. Bardzo fajna recenzja ;) tylko sprawdź co to znaczy abominacja bo źle użyłaś tego słowa.

Leave a comment for: "Shironeko Project: Zero Chronicle – odcinek 1"