Yesterday o Utatte – odcinek 1

Rikuo Uozumi niedawno ukończył studia, a teraz pracuje w sklepie spożywczym, nie przejmując się specjalnie życiem. Pewnego dnia, podczas karmienia ptaków, poznaje dziewczynę o imieniu Haru i jej kruka, Kansuke, i dzieli się z nią bento. Później odbiera informację o zjeździe absolwentów, na który nie ma większych chęci. Nie przekonuje go nawet wspomnienie przez jego kolegę, Fukudę, byłej dziewczyny Rikuo, Morinome Shinako, uczącej od jakiegoś czasu w pobliskiej szkole.

Co się odwlecze, to nie uciecze – Shinako odwiedza Rikuo w sklepie. Rozmowa w jej rodzinnej restauracji budzi w chłopaku wspomnienia i sprawia, że przyznaje przed sobą, iż nadal bardzo ją lubi. Wkrótce ponownie natyka się na Haru, która wyznaje, że znają się od dawna. Choć początkowo Rikuo nie potrafi zrozumieć, o co jej chodzi, później przypomina sobie zdarzenie sprzed pięciu lat. Wcześniej spotyka go jeszcze większe zaskoczenie, gdy dowiaduje się, że Morinome była nauczycielką Haru, jak się okazuje, nazywającej się Nonako. Ta rzuciła szkołę, czemu Shinako czuje się winna, zdaniem Haru jednak niepotrzebnie, był to bowiem tylko jej wybór.

Rikuo po głębokich przemyśleniach odwiedza Morinome i wyznaje jej swoje uczucia. Mimo że Shinako też go lubi, prosi, aby pozostali przyjaciółmi. Pierwszy odcinek kończy się – a jakże – kolejnym spotkaniem z Haru, którą Rikuo wykorzystuje do zrobienia zdjęcia dla kolegi z pracy, Kinoshity.

O matulu, co to była za udręka! Czuję się wymęczona i mam wrażenie, że mogłoby być dużo lepiej. Dlaczego zdecydowałam się streszczać okruchy życia? Spotkanie za spotkaniem, rozmowa za rozmową, i to wciąż z tymi samymi osobami, o czym tu więcej pisać? Oczywiście żartuję – dobrze wiem, z czym się je serie obyczajowe, a takie jak Yesterday no Utatte „jadłabym” co sezon. Wszystko mi się tu podobało – od tempa akcji, klimatu, po spokojną muzykę aż do bohaterów, na razie pobieżnie przedstawionych, ale sprawiających miłe wrażenie już od pierwszych sekund. Jednocześnie czuć wyraźnie, że nie będą to postaci – przynajmniej główna trójka – które da się opisać tylko jednym czy dwoma przymiotnikami, co bardzo cieszy, w końcu bez ciekawych kreacji trudno o zajmujący seans, kiedy nie można przyciągnąć widza wartką akcją. Gdzieś w tle tli się jakaś tajemnica, również zachęcająca do sięgnięcia po kolejne odcinki. Miłe odczucia dopełnia ładna grafika z prostymi projektami postaci (ode mnie duży plus – nigdy nie lubiłam udziwnień w wyglądzie bohaterów, zwłaszcza w okruchach życia) i bogatymi w szczegóły tłami. Uwagę zwracają interesująco przedstawione retrospekcje. Innymi słowy, zapowiada się seria ambitna i poważna (choć bez przesady), a że takich co sezon wychodzi raczej niewiele, tym bardziej jestem zaintrygowana.

Leave a comment for: "Yesterday o Utatte – odcinek 1"