Selia budzi się we własnym łóżku i od razu pyta Leo, kim on w końcu jest, a ten po prostu oznajmia, że jest reinkarnacją potężnego czarnoksiężnika i że ożywił ją z pomocą magii jako swojego miniona, najbardziej prestiżowego – Królową Wampirów. Jej stan osłabienia był wynikiem braku many, którą może zdobyć, pijąc jego krew, i stąd ta cała sytuacja. W zamian Selia opowiada mu o sobie, jak to z całej rodziny przeżyła tylko ona i Regina, i Akademia wzięła je pod opiekę, oraz pyta, czy skoro jest nieumarła, to ma szansę na obudzenie Świętego Miecza. Cóż, jak stwierdza Leo, nie wiadomo, ale na pewno będzie o niebo silniejsza.
Potem bohaterowie idą do stołówki, gdzie Leo dowiaduje się, że jego oszczędności w złocie są teraz nic nie warte, a także napotykają kolejną dziewczynę z Plutonu Selii – Sakuyę Sieglinge, która akurat ma małą potyczkę z ochroniarzami z kasyna, w którym znów przegrała, jak na nałogową hazardzistkę przystało.
Kolejnym przystankiem jest spotkanie z urzędniczką (?) Diglasse Alto, która ma za zadanie sprawdzić, jakim typem miecza włada Leo. Tu bohater trochę przegina, bowiem za szybko niszczy roboty treningowe, co budzi spore zainteresowanie. W tym poznanego wcześniej Musela, który oznajmia, iż skoro jest jednym z najlepszych, to on może sprawdzić, jakie moce i umiejętności ma ten „chłopczyk”. Leo zgadza się na wyzwanie, ale wtrąca się Selia, która z poczucia obowiązku stwierdza, że dzieciaka należy bronić. Zostaje zatem zawarta umowa – jeśli bohaterka przegra, to przyłączy się do plutonu Musela, ale jeśli Musel przerżnie, to się odczepi od niej.
W trakcie sparingu Selii idzie nad wyraz dobrze z pomocnicami przeciwnika, ale w końcu Musel używa swojego „Miecza” i ją unieruchamia, by rozprawić się z Leo. Jednak ku zdziwieniu jednych (i zachwytowi innych) poczucie obowiązku Selii (i jej nowy status miniona) tak się motywuje, że dziewczyna w końcu produkuje ten swój Święty Miecz i pokonuje niemilca. A w późniejszej rozmowie z Leo prosi go, żeby uczynił ją jeszcze silniejszą. Odcinek kończy się ucztą z okazji pojawiania się miecza i przyjęcia Leo do plutonu i przepychankami, w którym pokoju będzie spał. Bohater dowiaduje się też od swoich minionów, że wyspa jest napędzana kryształami many oraz są tu bardzo dobre słodycze. A także, że nikt nie słyszał o bitwie sprzed tysiąca lat. A tymczasem pod wyspą formuje się Void mamroczący „Leonis”…
Grafika na razie trzyma przez te odcinki poziom średni. Postacie nadal ładne, choć plany dalsze już spadają z jakością, tła sympatyczne, ale też bez większych fajerwerków. Bohaterowie nie wzbudzają we mnie szczególnych emocji, i w sumie można ich opisać praktycznie jedną przydzieloną cechą. Leo jak dla mnie jest przemądrzałym chłopaczkiem, Selia jest miła i opiekuńcza i literalnie jej nic nie rusza – nawet zostanie wampirem przyjmuje spokojnie: „O, stało się, no cóż…”, pozostałe dziewczyny – cóż, nawet nie wiadomo, jakie mają cechy charakteru. Nie podnoszą jakości też fanserwiśne żarciki i scenki, które, powtarzam się, nie wnoszą do fabuły nic. Fabularnie natomiast mamy super Akademię, która wysyła dzieciaki na misje, z których mogą nie wróci oraz gromadzi i hoduje Święte Miecze, żeby mieć większą siłę ognia przeciwko Voidom; Władcę Demonów, który zamierza przejąć kontrolę nad światem, ale w tej chwili ma inne priorytety; i czające się zagrożenie ze strony Voidów, którego nie odczuwa się wcale, bowiem na razie jest ustalanie porządku dziobania. Być może w dawkach po kilka odcinków będzie strawne, na razie jednak nie zachwyca.