Barakamon – odcinek 2 i 3

10450105_803478403029651_3553456394725504562_o

Tym razem wrażenia w wersji zbiorczej, chociaż wydaje mi się, że to ten typ anime, który już po pierwszym odcinku widz „kupuje” lub nie. Dla mnie „Barakamon” od początku był faworytem i kolejne odsłony perypetii znerwicowanego kaligrafa na końcu japońskiego świata potwierdzają ten wybór. Przy czym, nie do końca wiadomo, w którą konkretnie stronę odpłynie seria, ponieważ na razie siedzi okrakiem na płocie między okruchami życia z domieszką komedii, a komedią z domieszką okruchów życia (ale proszę nie odebrać tego stwierdzenia, jako zarzutu). O ile drugi odcinek, opowiadający o tym, jak to wyczerpany fizycznie (gdyż bycie artystą to ciężki kawałek chleba) Handa trafia do szpitala skłania się ku pierwszej opcji, o tyle odcinek trzeci, będący bardziej opowieścią o przyszłej mangaczce Tamako Arai, zdecydowanie dryfuje w drugą stronę. Acz też nie do końca, gdyż ostatnie minuty odcinka mają w sobie sporo refleksji.

Nie powiem, żeby którakolwiek z opcji była dla mnie bardziej kusząca, gdyż bohaterowie niezależnie od sytuacji wypadają niesamowicie uroczo, a relacje pozostają ciepłe, wręcz rodzinne. Podoba mi się, że Handa nie zmienia się nagle pod wpływem Naru i otoczenia, bo chociaż stara się lepiej kontrolować emocje, nadal zdarzają mu się wybuchy złości. Poza tym, mamy do czynienia z osobą szalenie ambitną i uparcie dążącą do celu, i nawet leniwa atmosfera wyspy oraz pewne wycofanie jej mieszkańców, nie są w stanie tego zmienić. Dużą zaletą jest również fakt, że nie mamy do czynienia z teatrem jednego aktora – teoretycznie to Handa jest protagonistą serii, ale zarówno drugi, jak i trzeci odcinek pokazują, że przybycie na wyspę mieszczucha jest także okazją do przedstawienia jej pozostałych mieszkańców, którzy nie pełnią jedynie roli elementu komediowego/lokalnego folkloru.

I jeszcze taka mała uwaga po obejrzeniu odcinka trzeciego – o ile wcześniej ścieżka dźwiękowa była dla mnie jedynie tłem wydarzeń, tak teraz jej ocena wzrosła przynajmniej o dwa oczka. Nie dlatego, że usłyszałam muzyczne arcydzieło, ale dlatego, że tak fantastycznego komentarza do zaistniałej sytuacji nie zastąpiłby żaden dialog czy monolog. To było jedno z najlepszych połączeń dźwięku i obrazu, jakie kiedykolwiek widziałam w anime!

To ostatnie wrażenia na bieżąco z „Barakamona” – póki co, jest to mój numer jeden tego sezonu i jeżeli twórcy nie popełnią jakichś rażących błędów, seria nie zmieni się nagle w tragedię, a bohaterowie nie nabawią się schizofrenii, pozostanie taką do jego końca.

PS Być może obrazek (pochodzący z trzeciego odcinka) nie jest szczególnie reprezentacyjny dla serii, ale w pełni oddaje moje uczucia. Czyli, dlaczego do cholery te odcinki są takie krótkie i wychodzą tak rzadko!

Leave a comment for: "Barakamon – odcinek 2 i 3"