Terra Formars – odcinek 1

[HorribleSubs]_Terra_Formars_-_01_[720p].mkv_snapshot_07.56_[2014.09.26_20.29.13]

Akari Hizamaru, biedna, niekochana japońska sierotka, postanawia wziąć udział w nielegalnych podziemnych walkach, by ocalić życie ukochanej przyjaciółki z dzieciństwa, zarażonej tajemniczym wirusem. Walczy z niedźwiedziem (amerykańskim!)… Już, już przegrywa, misiu wyjada mu flaczki, widz chowa twarz w dłoniach z zażenowania (a to zaledwie początek odcinka), aż tu nagle bohaterowi wyrastają czułki i dostaje power-up’a, i zabija misia. Niestety po walce smutni ludzie w ciemnych garniturach uświadamiają mu, że niedoszła ukochana była umarła, ale jak chce może pomóc innym biednym zawirusowanym sierotkom. Wystarczy polecieć na Marsa! No dobrze, wcześniej trzeba przejść operację i nie umrzeć podczas niej, a na Czerwonej Planecie mieszkają humanoidalne karaluchy, ale kto by się drobiazgami przejmował, kiedy serduszko każe działać…

Czułam, że to nie będzie dobra seria, ale że aż tak? Od pierwszych minut pierwszego odcinka? I nie, cenzura ukrywająca krew i flaczki, nie jest największym problemem Terra Formars. Powiedziałabym, że to wręcz detal w porównaniu z głupią fabułą, drewnianymi bohaterami i koszmarną grafiką. Przez chwilę miałam nadzieję, że Akari umrze, a głównym bohaterem będzie niedźwiadek, ale musiałam obejść się smakiem… Tym samym otrzymaliśmy drętwą i straumatyzowaną obsadę  (co ma nieco sensu, bo pewnie nikt normalny na tego zarobaczonego Marsa by nie poleciał), przy której Dolph Lundgren wydaje się godnym Oscara. Ich nijakie charaktery podkreśla mimika tak tragiczna, że wzorem protagonisty, widz ma ochotę się rozpłakać. Bogowie chaosu, jakie oni mają krzywe mordy! Projekty postaci to nieanatomiczny dramat (zwłaszcza w lekkim oddaleniu), animacja leży i kwiczy (oni prawie się nie poruszają), ale jak dorzucą jeszcze trochę cenzury, to nie będzie widać – i tak ledwo cokolwiek widać. Ale przynajmniej wiadomo na co poszła kasa! Utopili ją w widoku platformy startowej – ładny był, efektowny, pełen detali, co sprawia że seria ma póki co jednego plusa.

Co do fabuły, ujął mnie przerażający w zamierzeniu opis kosmicznych karaluchów, jaki serwuje kandydatom na misję smutna pani w garniturze, o imieniu Michelle – plus moja wizualizacja, czyli złe i mroczne robale rozsmarowujące biednych ludzików laćkiem po powierzchni Czerwonej Planety… Wizualizacja o tyle trafna, że potem smutna pani pokazuje rzeczonego martwego karaczana i wygląda on, jak krewny bohatera jednej z moich ulubionych kreskówek, czyli Kleszcza (The Tick), a ja wybucham gromkim śmiechem. To drugi plus omawianego anime i ostatni. Na razie Terra Formars zapowiada się na komedię sezonu, żałosną, ale tak radośnie głupią, że grzechem byłoby nie obejrzeć, bo wybaczcie, ale traktować tego serio zwyczajnie się nie da!

Leave a comment for: "Terra Formars – odcinek 1"