Amagi Brilliant Park – odcinek 1

amaburi2

Kto choć pobieżnie śledzi najnowsze serie anime co kilka miesięcy licznie debiutujące na naszych ekranach, doskonale zdaje sobie sprawę, że obowiązkowym punktem ramówki w niemal każdym sezonie, jest tyleż piękna, co głupiutka premiera od studia Kyoto Animation. Nic więc dziwnego, że po zakończeniu lata i prawdopodobnie ostatecznym pożegnaniu z pływającymi bishounenami, KyoAni przygotowało dla nas kolejnego cukiereczka, którym osładzać nam będzie jesienne wieczory. Każda nowość z tej kuźni komercyjnych hitów zmusza mnie do zadania sobie pytania o to, jak daleko można posunąć się w autoplagiacie – nie inaczej jest przy Amagi Brilliant Park. Choć mieliśmy szansę obejrzeć dopiero pierwszy odcinek tej serii, zapewne wielu z Was (ja na pewno) odniosło wrażenie, że gdzieś już to widziało…

Pierwsza scena wydaje się żywcem wyjęta z Chuunibyou demo Koi ga Shitai!. Urodziwe dziewczę, noszące mundurek zaskakująco podobny do tych, których używały bohaterki Chuunibyou, celuje w przerażonego młodzieńca z wielkiej broni palnej i grozi, że go zabije, o ile ten nie uda się z nią na randkę w niedzielne popołudnie. Kolejne urojenia? Teoretycznie nie. Seiya Kanie, nasz zastraszony protagonista, wizualnie stanowiący połączenie Haruki Nanase i Houtarou Orekiego, zgadza się na tę propozycję nie do odrzucenia. Po szalonym, kolorowym openingu, przywodzącym na myśl ten z Tamako Market, Isuzu Sento, uzbrojona biuściasta wariatka, o porażająco stoickim charakterze, zabiera Seiyę do wesołego miasteczka zwanego Amagi Brilliant Park, w skrócie Amaburi. Wkrótce oczom bohatera ukazuje się istny obraz nędzy i rozpaczy – coś, co kiedyś być może było uroczym lunaparkiem, dziś jest ruiną. Brak gości, zniszczone budynki, wysuszone fontanny, przestarzałe mechanizmy i urządzenia, a na domiar złego obsługa składająca się z osobników ponurych, leniwych, a nawet i złośliwych. Wszystko to zakrawa na absurd, czemu Kanie daje wyraz przy każdej nowej atrakcji, do której prowadzi go Isuzu Sento. Kiedy już chłopak traci cierpliwość, Isuzu proponuje mu wizytę u zarządcy Amaburi – ślicznego, złotowłosego dziewczęcia przebranego za księżniczkę. Dziewczę, któremu na imię Latifa Flueranza (spróbujcie to wymówić szybko dziesięć razy z rzędu…), proponuje Seiyi, by został nowym menedżerem i przywrócił miasteczku dawny blask. Skąd ta propozycja? Otóż Kanie to nieprzeciętnie zdolny chłopak, inteligentny, przystojny, z głową na karku, czego nie dotknie, zamienia się w złoto – dodatkowo jego przeszłość kryje pewien intrygujący sekret, który przyciągnął do niego obie ślicznotki… A skąd potrzeba przywrócenia świetności podupadającemu Amaburi? Tutaj na scenę wkracza magia i to nie taka udawana rodem z Chuunibyou, a najprawdziwsza magia z… Klonowej Krainy. Komentarz chyba zbędny.

Widać więc, że po drugim sezonie Free!, który przez większość odcinków utrzymywał całkiem poważny, jak na ten typ historii, klimat, KyoAni zapragnęło dostarczyć nam iście odmóżdżającej rozrywki, pakując w Amagi Brilliant Park wszystkie niezawodne tricki, którymi już niejednokrotnie uwodziło swych fanów. Wianuszek dziewcząt wokół głównego bohatera? Jest, czy raczej będzie i to całkiem liczny. Fanserwis? W każdej odmianie – Latifa dla fanów loliconu, Isuzu dla wielbicieli bardziej dojrzałych kształtów (ci już w pierwszym odcinku nagrodzeni zostaną widokiem zupełnie nagich czterech liter bohaterki). Słodziutki setting, w którym nie zabraknie magicznych istot? Trochę zapału i dobrych środków czyszczących, a Amaburi przerodzi się w istną krainę marzeń każdego dziecka. Tragiczna przeszłość protagonisty, którego losy mają nas wzruszyć do łez? Przebłyski wspomnień Seiyi wskazują, że i tego nie zabraknie… Kyoto Animation oferuje swoim widzom pełny pakiet. Pytanie, czy ci, którzy za oddanych fanów tego studia się nie uważają, cokolwiek tutaj dla siebie znajdą?

Oczywiście, jest pięknie, choć mnie osobiście zaczynają już chyba nudzić zawsze te same projekty postaci – Isuzu jest zlepkiem tak wielu innych bohaterek KyoAni, że przez cały odcinek zdecydować się nie mogłam, którą przypomina mi najbardziej. Na plus policzyć można fakt, że Kanie zdaje się mieć bardzo zdrowy dystans do otaczających go wariatów, a jego osobowość genialnie podkreśla głos Koukiego Uchiyamy. Zderzenie absurdalności Amaburi i jego personelu z trzeźwym spojrzeniem na świat Seiyi było całkiem udanym elementem humorystycznym. Poza tym jednak musimy naszykować się na naiwną i naciąganą fabułę, tony lukru z odrobiną pieprzu w postaci fanserwisu, którego raczej tu nie zabraknie oraz wszystko to, co widzieliśmy już u KyoAni wiele razy w ciągu ostatnich lat. Z mojego punktu widzenia to seria tylko dla tych, którzy zwyczajnie lubią stylistykę odmóżdżaczy z tego właśnie studia.

Leave a comment for: "Amagi Brilliant Park – odcinek 1"