Madan no Ou to Vanadis – odcinek 1

"Fabuła" i "Akcja" w pełni okazałości.

„Fabuła” i „Akcja” w pełni okazałości.

Pozwolę sobie zacytować szefową i jej zajawkę z otwarcia sezonu:

Chociaż grafika obok może budzić skojarzenia z poważniejszymi seriami fantasy, może nawet w rodzaju Claymore, rzut oka na projekty postaci z light novel pokazuje, że będziemy mieć do czynienia z bardzo sztampowymi dziewczętami w kolorach tęczy. Wróble ćwierkają jednak, że oryginał charakteryzuje się umiarkowanymi ilościami fanserwisu, za to przyzwoitą fabułą. Oczywiście pytanie, ile się z tego ostanie w ekranizacji, szczególnie jeśli otrzymamy produkcję jednosezonową. Z drugiej strony bardzo obiecującą informacją jest to, że reżyserem został Tatsuo Satou, który wcześniej pracował przy Mouretsu Pirates i Uchuu no Tatsuo Satou Stellvia i dobrze radzi sobie nie tylko z akcją, ale także z prowadzeniem wątków obyczajowych.

Otóż: pierwsze co rzuca się w oczy to grafika, która faktycznie przynosi dziewczęta nie dość, że w kolorach tęczy, to jeszcze w pancernych bikini. I to bardzo sztampowe dziewczęta w kolorach tęczy. Sama oprawa wizualna też nie jest szczególnie dobra, przeciwnie, już od pierwszych scen straszy. Najgorzej wypadają chyba zwierzęta i ich ruchy. O ile Japończycy jeszcze potrafią sobie poradzić z pokemonami, tak prawdziwych zwierząt rysować nie potrafią. Efekt jest taki, że widok koni, na których przemieszczają się bohaterowie wypala oczy.

Jeśli chodzi o „umiarkowaną ilość fanserwisu” to wróble są ptakami, w dodatku dość głupimi, jako takie nie znają się na anime, tak więc trudno się dziwić, że ćwierkają bzdury. Wprawdzie do minuty ósmej mamy mroczne sceny z obozowisk i pól bitwy kojarzące się z nintendowską grą tRPG, jednak zaraz potem dostajemy wcale-nie-fellatio mieczem oraz wojowniczkę w pancernym bikini bez owego bikini, za to świecącą cyckami (z których lewy ma zapewne na imię „Fabuła”, a prawy „Akcja”).

Powiem uczciwie: skusiło mnie fantasy, które jest akurat moim ulubionym gatunkiem. Owszem, dobrego, czy nawet znośnego fantasy jest w anime prawie równie mało, jak wśród książek, jednak Avellana narobiła mi smaku tym Tatsuo Satou.

Na razie jednak nie widać, by miało to być coś pokroju Stelvii. Jak już otrzymamy raczej gorszą i głupszą wersję Maoyuu Maou Yuusha. Jeśli zdarzy się cud i w następnym odcinku coś się poprawi, to będziemy mieć serię na 6/10. Cud się jednak prawdopodobnie nie stanie.

Leave a comment for: "Madan no Ou to Vanadis – odcinek 1"