Sengoku Musou – odcinek 1

SMmain

Mój umysł jest wypełniony konfuzją. Po pierwszym odcinku, poza oczywistościami implikowanymi przez tytuł (o czym za chwilę), nie wiem, o czym będzie fabuła tego serialu, nie znam relacji między postaciami, ba, nie jestem nawet pewien, kto będzie głównym bohaterem i czy taka jednostka w ogóle będzie w tej serii występować. Jasne jest właściwie tylko to, że to produkcja skierowana głównie do fanów serii gier hack-and-slash Sengoku Musou, z powodu nadmiaru inwencji tłumacza znanych na zachodzie pod nazwą Samurai Warriors, będącą odszczepem bardziej rozpoznawalnej (choć niekoniecznie lepszej) serii Dynasty Warriors. Wygląda też na to, że akcja będzie nawiązywać do wydarzeń z gry Samurai Warriors 4, wydanej w zeszłym roku, co, jak sugeruje numerek, jest naprawdę okropnym pomysłem na wprowadzenie do tej franczyzny.

Pewne rzeczy na szczęście rozumieją się same przez się – akcja opowiadać będzie o konflikcie między tytułowymi walczącymi stanami, opartym luźno na wydarzeniach z końca Sengoku-jidai, czyli przełomu XVI i XVII w. W tym okresie władza centralna w Japonii nie funkcjonowała, a kraj był wyniszczany niezliczonymi wojnami między lokalnymi watażkami. W momencie rozpoczęcia pierwszego odcinka całe Kantou zostało podbite przez Toyotomiego Hideyoshiego. Całe? Nie! Jedna, jedyna osada, zamieszkana przez nieugiętych Galów Jeden jedyny zamek Odawara zamieszkany przez klan Houjou ciągle stawia opór najeźdźcom i uprzykrza życie stacjonującym tam od miesięcy armiom Toyotomiego. Na co liczą w swoim uporze, pozbawieni magicznego napoju, trudno powiedzieć. Podczas pierwszego odcinka obserwujemy szturm na zamek Odawara przeprowadzony przez jedną osobę – Sanadę Yukimurę (jedną z głównych twarzy gier Sengoku Musou), który odnosi sukces, omijając straże zamku i pokonując w pojedynku dowódcę, tym samym dowodząc zupełnej absurdalności wcześniejszego oblężenia (co, ku mojemu zdziwieniu, zostało nawet później dostrzeżone przez jedną z postaci).

SMchar

Sanada Yukimura w całej swojej bishounenowatości; zwróćcie uwagę na szczegółowe wdzianko – rysownicy się postarali.

Pewności co do osoby, lub choćby istnienia głównego bohatera nie ma, bo liczba postaci wprowadzonych w tym odcinku jest dwucyfrowa i większość dostaje, tak na oko, gdzieś z 40 sekund ekspozycji.

SMchars

Część z postaci, które my-odbiorcy mamy kojarzyć, ponieważ jesteśmy oczywiście fanami oryginalnych gier.

Nie mam nic przeciwko serialom z dużą grupą bohaterów i wielowątkową fabułą, ale zdrowy rozsądek nakazywałby je wprowadzać po kolei, nie symultanicznie. Ten sam zdrowy rozsądek nakazywałby również nie zaczynać serialu od dwuminutowego ciągu luźnych scen niemających najmniejszego sensu dla nieznających gier i prawdopodobnie zrozumiałych jedynie częściowo nawet dla ich fanów. Ale co ja wiem… Po przyzwoitej czołówce twórcy przechodzą do części informacyjnej, pokazując nam postacie generałów pełniących kluczowe role w grach Sengoku Musou 1, 2 i 3, od dłuższego czasu zaś martwych i pozbawionych najmniejszego znaczenia dla dalszej fabuły. Rozumiecie już, skąd moja pewność, że to anime jest dla fanów oryginalnych gier? Następnie pojawia się miliard postaci, o których my-żałosne-istoty-nie-znające-oryginalnych-gier nie wiemy nic, po czym Yukimura samiusieńki szturmuje wrogie zamczysko.

Armia oblegająca zamek w końcu się pojawia, ale w gruncie rzeczy nic nie robi, realny udział w akcji mają tylko brat Yukimury – Nobuyuki i członkowie klanu Houjou.

Bracia

Bracia Sanada – potencjalni główni bohaterowie tego anime.

To wróży temu serialowi źle, nieznającym gier już wyjaśniam dlaczego: rozgrywka w rzeczonych siekankach polega na wygrywaniu bitew poprzez własnoręczne mordowanie połowy wrażej armii, po czym ubijanie jej generałów. Jeśli w pierwszym odcinku ekranizacji twórcy uciekają od tego schematu, i to mimo że fabuła zdawała się wyraźnie do jego realizacji prowadzić (Yukimura postanowił zdobyć samodzielnie zamek, bo scenarzysta tak chciał i nikt z pozostałych dowódców nie robił mu wyrzutów z tego samego powodu), to musiała zajść jedna z dwóch przyczyn:

a) nie było pieniędzy,

b) nie było pieniędzy.

Cóż, tyle dobrego, że obecne tu walki 1-1 oglądało się nieźle, miały sporą dynamikę, choć niestety animacja w ich trakcie była mocno uproszczona. Mimo to zapowiada się, że będzie to dość ładne anime – większość ekranu wypełniają sylwetki postaci, których dizajn jest na tyle szczegółowy (koszule, warstwy pancerza, wisiorki, chusty, ornamenty, dodatki – dużo tego), że na razie nie nudzą, choć cudów też nie oczekujcie – poza animacją walk cieniowanie i kilka drobniejszych spraw też jest szemranej jakości.

Istna rewia mody.

Istna rewia mody.

To dość kiepski pierwszy odcinek. Za najważniejszy cel stawia sobie wyraźnie zalanie widza światem Sengoku Musou, coby fanom się spodobało, ale obawiam się, że przez to odstrasza wszystkich innych. Fani też mogą uciec, jeśli w tej ekranizacji bitewnego hack-and-slasha nie pojawią się jakieś bitwy. Ten serial ma szanse na poprawę, ale chwilowo odnoszę wrażenie, że to głównie reklamówka do gry Sengoku Musou 4-II, która będzie wydana w lutym.

Leave a comment for: "Sengoku Musou – odcinek 1"