Yuri Kuma Arashi – odcinek 1

[DeadFish] Yuri Kuma Arashi - 01 [720p][AAC].mp4_snapshot_01.05_[2015.01.06_20.29.01]

Wiecie, po czym poznać dobrą serię? Po tym, że po obejrzeniu pierwszego odcinka człowiek z jednej strony nie ma zielonego pojęcia, co napisać, a z drugiej ciśnie mu się do głowy milion myśli, które chciałby wyrazić, ale rozpaczliwie wręcz brak mu czasem właściwych słów, aby je opisać. Tak właśnie się poczułem, kiedy dobiegł końca mój seans pierwszego odcinka Yuri Kuma Arashi.

Akcja rozgrywa się na Ziemi, w którą walnęły meteoryty z planety Kumaria. Skutkiem była drastyczna przemiana, jak zaszła w ziemskich niedźwiedziach. Zwierzęta te posiadły zdolność swobodnego chodzenia na dwóch nogach, a w ich diecie miód został zastąpiony przez ludzkie mięso. Zapewne w tym momencie zaleciało tanim horrorem. Nie da się zaprzeczyć, już w pierwszym odcinku pojawiają się dwie bohaterki, Ginko Yurishiro i Lulu Yurigasaki, które w istocie są misiami. Obie przybrały postać ludzką (naturalnie dziewczynek w wieku szkolnym), by dostać się Akademii Arashigaoka i z tamtejszych uczennic urządzić sobie ucztę. Tak się jednak składa, że stykają się z Kurehą, nienawidzącą niedźwiedzi uczennicą, której ukochana Sumika znika wkróce po pojawieniu się obu nowych uczennic. Przypadek? Nie sądzę.

Yuri Kuma Arashi nie da się opisać słowami – to trzeba zobaczyć samemu, bo jakakolwiek próba ujęcia tego w tekście będzie siłą rzeczy ułomna. Odpowiadający za tę serię Kunihiko Ikuhara tworzy anime niezwykle rzadko – ale kiedy już to robi, powstają dzieła ponadprzeciętne i ponadczasowe, takie jak Sailor Moon S czy Shoujo Kakumei Utena. Z pewną dozą prawdopodobieństwa mogę stwierdzić, iż tym razem sytuacja ta może się powtórzyć. Już w tym odcinku dostajemy wszystkie elementy układanki, z których pan Ikuhara lubi składać swoje produkcje – nieszablonową, dopracowaną oprawę graficzną, balansującą między kiczem a artyzmem, wyskakujące zza krzaków dwuznaczności i symbole, zwariowany humor i odważną erotykę. Wszystko to tworzy misz-masz, który się albo kocha, albo nienawidzi. A ze wszystkich stron sypią się płatki lilii, zaś w tle słyszymy porykiwanie głodnych niedźwiedzi…

Doświadczone oko w mig dostrzeże, iż Ikuhara mruga co i rusz do swoich widzów – mamy więc sekwencje à la Utena (vide choćby charakterystyczne wchodzenie po schodach czy różane ozdobniki) lub transformacje nawiązujące do magical girls. Kolejne sceny niekiedy przytłaczają, niezmiennie wywołując jednak emocje – bombowa scena z sądem w finale odcinka pozostaje na to najlepszym dowodem, gdyż łączy dosłownie wszystko, o czym napisałem wyżej. Jednocześnie, zgodnie z tytułem i zapowiedziami, jest to seria yuri – i to chyba najbardziej dosłowna z dotychczasowych prób mierzenia się Ikuhary z tym tematem. A czy najbardziej udana? Tu wyrokować chyba jeszcze za wcześnie.

Ale ta grafika… No właśnie, twórcy wysypują na nas całą taczkę pomysłów na rozwiązania graficzne – od niekiedy wręcz chamskiego CG (w scenie ze spadającą cegłą) po ślicznie rysowane, kojarzące się nieco z tradycyjną grafiką z dawnych lat tła, oryginalnie zaprojektowane budynki (czyżby projektant akademii Ootori znalazł nową fuchę?), sporo golizny, ciekawy (choć jak zwykle – zupełnie niepraktyczny) krój mundurków i dużo innych bajerków, o których szkoda mi po prostu pisać – obejrzyjcie i cieszcie się tym sami. Podobnie z muzyką – kiedy usłyszałem w jednej ze scen charakterystyczną partię fortepianu, od razu rzuciłem się sprawdzać, czy aby ścieżki dźwiękowej nie napisał przypadkiem Shinkichi Mitsumune. I choć tak nie jest, to muzyka także robi wrażenie. Nieco triphopowy opening może się niektórym wydawać zbyt spokojny jak na tak szaloną serię, ale w moim odczuciu jest doskonałym przykładem „ciszy przed burzą”, szczególnie gdy zestawimy go z animacjami. Dynamiczniej robi się w endingu – tutaj mocny, elektroniczny podkład i energiczny wokal idzie w kontraście ze spokojną, pogodną oprawą graficzną.

Co z tej serii się narodzi? Tego nie wiem, ale jednego jestem pewien – to nie będzie jedna z tych produkcji, jakie widzieliście na ekranach w przeciągu minionych lat, o których mówi się „piąta już w tym roku seria w stylu…”. Dla tych z was, którzy, podobnie jak piszący te słowa, stracili ostatnio wiarę w sens oglądania anime, Yuri Kuma Arashi może być jak łyk świeżego powietrza po spacerze przez zadymioną metropolię.

Comments on: "Yuri Kuma Arashi – odcinek 1" (2)

  1. Brzmi tak dziwnie, że już nie mogę się doczekać jak obejrzę^^

  2. A ja chciałem cichaczem pominąć ten tytuł, aby sezon był luźniejszy.
    Btw, nareszcie powrót tanukowego bloga! No to zaczynamy co sezonowy odstrzał tytułów.

Leave a comment for: "Yuri Kuma Arashi – odcinek 1"