Królewna Śnieżka – klasyczna opowieść o złej królowej, pięknej księżniczce, dzielnym księciu i przeszkodach po drodze do happy ever after. Tu w wydaniu nieco mniej klasycznym, ponieważ czerwień jest kolorem przeznaczenia, a my sami wykuwamy swoje przeznaczenie (Zen, nie zen). Do dzieła zatem, Śnieżko! Dobrze zaczęłaś…
Prześliczne – to słowo cisnęło mi się na usta niemal od pierwszych sekund odcinka. Prześliczne kadry z prześwietlonego słońcem błękitnawego lasu, w którym pojawia się zakapturzona postać dziewczyny; prześliczne wnętrza i detale architektoniczne w prześlicznej pastelowej kolorystyce; prześlicznie oddane, pełne dynamiki ruchy postaci i bogata mimika ślicznych twarzy (z uroczymi SD włącznie); prześliczna muzyka, stapiająca się obrazem i współtworząca go tak, jak to tylko skrzypce i fortepian potrafią… Potem było jeszcze „super”, „cudo!”, „i chcę więcej, zaraz, już!”. Aż zrobiłam powtórkę z przyjemności i kto wie, czy nie zrobię jej jeszcze raz, bo tydzień wydaje się w tej chwili strasznie długi…
Fabuła tego odcinka pędzi na łeb, na szyję, więc nic dziwnego, że czerwonowłosa „królewna Śnieżka” zdobyła mnie po niecałych pięciu minutach. Dziewczyna, choć na pierwszy rzut oka wydaje się delikatna i słodka, może nawet naiwna, jest zdecydowana i odważna; choć miewa wątpliwości, nie roztkliwia się nad sobą, tylko idzie do przodu, szybko reaguje i podejmuje wyzwania. Jako zielarka jest bardzo przekonująca, widać, że myślenie o innych przychodzi jej zupełnie naturalnie; nawet jeśli ma się dla nich poświęcić, to jest to jej wybór.
Zen – typowy niepokorny i przekorny książę, wyszczekany, lecz ze złotym sercem i niecierpiący na braki inteligencji emocjonalnej; do tego zgrabny, przystojny i świetnie walczy mieczem. Rany, czegóż chcieć jeszcze?? Chyba tylko znaleźć się na miejscu Shirayuki, nawet z tuzinem złych myśliwych (tu dziwnie drewnianych) na ogonie… Relacja między nimi nawiązuje się szybko (naprawdę, fabuła rwie do przodu galopem!), ale nie wydaje się sztucznie wymuszana przez scenariusz; po prostu ujęła mnie naturalność, z jaką oboje się zachowują względem siebie – vide scena w lesie, z zaplątanymi włosami. Jak normalni ludzie! Żadnego rumienienia się, jąkania swoich imion i innych szopek. A i tak od pierwszego spojrzenia wiadomo, że są dla siebie stworzeni. Jak dla mnie, prześliczne! Dla tej pary bardzo udane tło stanowią towarzysze Zena, Kiki i Mitsuhide – widać, że poszliby za nim w ogień.
Co do „złego księcia” Raja mam natomiast nieco bardziej mieszane uczucia. Głównie zaprezentował się jako tchórzliwy bufon, ale przyznaję, że jego kwestia z „lustereczko, powiedz przecie…” nieźle mnie rozbawiła. Podobnie inne nawiązania do baśni, z wykorzystaniem zatrutych jabłek na czele. Ciekawam, czy będzie ich więcej, czy teraz już porzucimy ten wątek (Raja żałować nie będę, nawet z głosem Fukuyamy, bo go trochę nadużywa), by skoncentrować się na nowym życiu Shirayuki w kraju Zena. Animacja do końcowej piosenki sprawia, że jeszcze bardziej nie mogę się doczekać nie tylko następnego odcinka, ale w ogóle dalszego ciągu… Niech ten tydzień szybko minie!