Odcinek drugi sponsoruje mroczny stwór Choroboszczak, który dostaje z magicznej strzykawki w najmniej spodziewanym momencie!
A tak wygląda dzisiejsza wersja znaku 病
Stojący teoretycznie po przeciwnych stronach konfliktu Mesjasz (Akira) i Białogłowa (Maia) pokonują wściekłe tornado, a koledze dziewczyny nie udaje się jej „uratować”. W efekcie wroga pilotka trafia w ręce DEAVY, podobnie jak pilot z przypadku, ale zarówno kajdanki jak i zamki mu niestraszne, więc szefowej organizacji nie pozostaje nic innego, jak zaprosić go na rozmowę postkwalifikacyjną. Zanim jednak wszyscy zasiądą do wspólnego stołu, Akira zdąży jeszcze podyskutować z uwięzioną Maią (trudno nazwać to kłótnią, mimo wzburzenia młodej więźniarki).
Tymczasem przyszli koledzy Mesjasza zastanawiają się, jak bardzo nierówno ma on pod sufitem, ale ostatecznie dochodzą do wniosku, że niewiele można z tym zrobić i w sumie po co, skoro okazał się niezwykle skuteczny w walce z krzaczkowymi potworami. Potem wszyscy rozmawiają i dowiadujemy się co nieco o ich wrogu numer 1 (pan się nazywa Sougon Kenzaki i jest super-duper ważnym szefem jakiejś tam organizacji), z którym jednak w świetle ziemskiego prawa nic zrobić nie mogą, więc nie pozostaje im nic innego, jak walka z jego tworami.
W międzyczasie Maia, wykorzystując swoją wiedzę i umiejętności nabyte na drodze intensywnego szkolenia w czterech ścianach przez całe dotychczasowe życie, próbuje wymknąć się z siedziby DEAVY, by wrócić do swego kochanego mistrza. Niespodziewanie wpada jednak na elitarny oddział broniący dostępuje do jej maszyny, a odkryta przez jego dowódczynię, zostaje zmuszona do wyczerpującej pracy. Jednak w trakcie przerwy obiadowej uświadamia sobie, jak dobrze jej w tym towarzystwie, w przeciwieństwie do spędzonego w samotności dzieciństwa.
I wtedy… Krzaczotwór atakuje! Ale dla dzielnych bohaterów to przecież żaden problem! Szast prast i po krzyku! Chorobotwórcze komórki precz! Niestety, kiedy oświecona przez Mesjasza Białogłowa próbuje uciec, jej pan nakazuje misję infiltracyjną.
Nadal jest fazowo i zabawnie – oczywiście, jeśli nie traktuje się tego serialu poważnie (nie żeby się dało zasiadać do tego z pełną powagą…). Scenariusz odważnie balansuje na granicy zamierzonego kiczu i kompletnej klapy. Miewa chwile lepsze i gorsze, ale jakoś sobie radzi, wykonując te wszystkie wygibasy. Całkiem nieźle prezentują się absurdalne gagi, które autentycznie potrafią rozśmieszyć swoją głupotą, a cała seria jest uroczo zakręcona. Z drugiej jednak strony główny bohater nadal zachowuje się jak robot, a ciamajda z poprzedniego odcinka (Kokone) nie potrafi się wysłowić, a to może działać na nerwy… No cóż, pozostaje mieć nadzieje, że twórcy nie zdecydują się zrobić z nich pary, bo w relacjach Akiry i Mai można przynajmniej wyczuć jakąś chemię.
Ona nie potrafi sklecić jednego zdania, on połknął kij od szczotki – są dla siebie stworzeni!
Om… Oby NIE
No cóż, nie pozostaje nic innego, jak czekać na kolejny atak mrocznych krzaków!