Danchigai – odcinek 1

snapshot_02.18_[2015.07.09_21.23.39]

Odpowiedź na moje zadawane w duchu pytanie: „czy komedia o czterech siostrach i bracie może się obyć bez podtekstów kazirodczych” znalazła odpowiedź już w pierwszej sekundzie tego odcinka. Odpowiedź brzmiała: może, ale po co? Bohatera, Harukiego Nakano, poznajemy, gdy po nocy przespanej pod kotatsu próbuje wyplątać się z objęć swojej siostry Yayoi. Nawet w miarę normalnie, acz do czasu – gdy tylko dziewczę się budzi, zaliczamy obowiązkową scenę z gatunku „Kyaaaa! Zboczeniec!”, podsycaną przez bliźniaczki Uzuki i Satsuki, a potem miłosiernie zgaszoną przez najstarszą w tym towarzystwie Mutsuki. Po krótkiej porannej kotłowaninie całe towarzystwo wysypuje się do szkoły, a Yayoi jeszcze raz rumieni się na widok braciszka, żeby widzowie przypadkiem nie uznali, że tamten podtekst to był przypadek. Meh.

Poza tym „mehem” Danchigai zapowiada się w swojej kategorii nie tak najgorzej. Jest ładne i kolorowe, ale przede wszystkim składa się z szeregu króciutkich scenek-gagów, rozgrywanych w szybkim tempie. W ciągu tego trzyminutowego odcinka (nie licząc półminutowego endingu) poznaliśmy więcej postaci i wydarzyło się więcej rzeczy niż w dwóch siedmiominutowych odcinkach Okusama ga Seitokaichou!, co dobrze wróży na przyszłość. Należy się spodziewać, że kolejne odcinki będą przybliżać poszczególne niewątpliwie barwne postaci, ale nie będę ukrywać, że dla mnie o sukcesie serii przesądzi przede wszystkim to, czy uda jej się rozbawiać widza bez uciekania się do wałkowanego po tysiąćkroć pseudo-kazirodztwa.

Leave a comment for: "Danchigai – odcinek 1"